Szaleństwo czai się w umysłach większości bohaterów tego giallo, dlatego krąg podejrzanych jest bardzo duży. Dzięki temu film oglądałem z dużym zainteresowaniem, mimo, że pod względem przemocy wyraźnie kuleje. Sceny zabójstw są srednio wyreżyserowane, nie mają w sobie "czarnorękawiczkowego" stylu, widzimy tylko metalowy pręt i ofiary, które coraz bardziej są pochlapane krwią. Fabuła jest bardzo dobra, bo nie jest to typowe giallo. Mimo, że film był koprodukcją niemiecką i oparty jest na opowiadaniu Bryana Edgara Wallace'a, nie ma w ogóle nic wspólnego z filmami krimi.
Zapomniałem wspomnieć, że zabójca sygnalizuje swoim ofiarom swoją obecność puszczając nagranie świetnej muzyki klasycznej (to coś Carla Orffa, albo coś w tym stylu). Bardzo fajny akcent.