Jakiekolwiek rozprawianie o wątpliwej wielkości tego filmu nie ma sensu. Jest to zwyczajnie dobry thriller, który jednak nie do końca chyba wyczerpał zapas swoich możliwości; mam na myśli to, że reżyser mógł więcej z tej historii wycisnąć.
Zarówno postać prawnika grana (niezbyt przekonująco) przez przystojnego Gere`a jak i młodego ministranta, w którego wcielił się kapitalny Norton - mogły być jeszcze bardziej pogłębione. Zwłaszcza, jeśli chodzi o prawnika. Dlatego wydaje mi się, że obsadzenie Gere`a w tak poważnej roli, aktora -bożyszcza kobiet, ale niestety bez wielkiej charyzmy - było błędem obsadowym, zresztą jedynym, ale bardzo zasadniczym. Bo wydaje mi się, że to właśnie ta postać obrońcy mogła zahipnotyzować swoją ambiwalencją i rozterkami morlanymi. A Gere zwyczajnie nie posiada predyspozycji do grania tak skomplikowanych postaci. Sądzę, że wyższych umiejętności niż ta, którą pokazał w tym filmie, ten popularny aktor nie posiada. Zamiast na niego, zwracałem bardziej uwagę na świetnego jak mówiłem Nortona i równie dobrą Laurę Linney. Jednak to nie powinno być tak, niestety.
W sumie ciekawy thriller, jednak niewykorzystanej szansy.
Moja ocena - 7.