Abstrahując już od świetnego scenariuszu (choć niektóre motywy były dosyć przewidywalne) i
naprawdę genialnej gry Nortona, to czy tylko ja zauważyłem niesamowitą "elektryczność" Laury w
tym filmie? Może nie jest ideałem piękna ale ma w sobie to coś...
Wlasnie ze wzgledu na znakomita rezyserie, dzieki ktorej niemal kazdy aktor w tym filmie mogl pokazac swoj kunszt, daje 8/10. Sam scenariusz nie byl genialny, mozna by rzec, ze byl hollywoodzki, nierealistyczny, nie zawsze przekonujacy. Ale rezyseria to pierwsza klasa.
Linney po prostu świetnie zagrała równie dobrze jak Gira. Norton jednak ich deklasuje.