Pierwsze co uderzyło mnie podczas seansu, to do bólu stereotypowe postacie i nazbyt sztampowa fabuła. Kiedy zobaczyłem postać biskupa prowadzącego chłopięcy chór, po prostu wiedziałem, że w filmie zostanie poruszony motyw pedofilii kleru. Przykłady można mnożyć. Wszyscy; adwokat, prokuratorka, pani psycholog. burmistrz są bardzo jednowymiarowi. Jedynie postać mordercy stara się ratować marny scenariusz i głównie dzięki aktorstwu debiutującego Nortona poniekąd się to udaje. Do zachwytu jednak ciągle daleko.