Zgodnie z tym, co podaje do wierzenia Tim Lucas w biografii reżysera "Mario Bava. All colours of the dark" producenci tego włoskiego klasyka przypisali go Paolowi Heusch ("wyjściowemu reżyserowi"), uznając, że Bava "nie ma wystarczająco znanego nazwiska, żeby zagwarantować filmowi sukces". Heuscha może niektórzy kojarzą z filmem "Lycantrophus", ale do tego filmu się nie przyczynił.
A sam film bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Spodziewałem się niemożebnej ramoty i chociaż efekty specjalne zdążyły się już zestarzeć (nie może być inaczej), to jednak gra aktorska, zdjęcia, scenariusz i dialogi są na bardzo przyzwoitym poziomie. Dbałość o to, żeby używany w tym filmie język techniczny nie stoczył się na poziom naukowej pseudo-paplaniny jest też warta odnotowania.
Fani staroci nie będą zawiedzeni, fani Bavy (o ile tacy w Polsce istnieją) do jego zasług mogą dołożyć nakręcenie pierwszego włoskiego filmu s-f i to jednego z lepszych, moim zdaniem.
Polecam.