Trudno mi uwierzyć w tak wysoką ocenę tego filmu. Kupiłem go niedawno właśnie ze względu na oceny z Filmwebu, ale nie zdecydowałbym się tracić czasu na ponowne jego oglądanie. Owszem, przyznaję, jest to to materiał na dobry film. I zrealizowany z pewnym rozmachem, co na pewno trzeba docenić. Dobra jest też rola Omara Sharifa. I wg mnie to byłyby jedyne plusy. Największą ujmę temu filmowi przynosi moim zdaniem aktorstwo O'Toola, który niestety gra główną rolę, więc na odbiór filmu ma duży wpływ. Zbyt dużo przesadzonych grymasów twarzy i dramatycznych, długich spojrzeń w kamerę. Nie zdziwiła was scena pod koniec filmu, kiedy O'Toole podbiega do oficerów brytyjskich biegnąc jak panienka ? Ja szeroko otworzyłem oczy nie mogąc uwierzyć, że umieścili taką scenę w tym filmie. Dobrze że nie kazali mu rzucać piłki ...:) Ubranie go w biały strój też nie było dobrym pomysłem - wyglada w tym filmie jak papież, a nie bohater wojenny, tym bardziej przy jego męczeńskich minach i przenikliwie niebieskich oczach. Ktoś mówił że fajne zdjęcia - a co powiecie na widok nocy na pustyni i niebo które składa się w połowie z gwiazd, a w drugiej połowie z bezgwiezdnej nocy przy pełni księżyca !? (to gdzieś przy 20-30 minucie filmu). A po jakimś czasie druga scena - księżyc w pełni NA TLE chmur !!! Innymi słowy - chmury ZA księżycem. I tak możnaby tu mnożyć niedociągnięcia. A sam początek - jaki sens ma pokazywanie banalnej śmierci Lawrenca w wypadku motocyklowym w pierwszej scenie filmu, kiedy nie ma to żadnego logicznego powiązania z jego przeszłością, która to zostaje już chronologicznie pokazana później. Moim zdaniem rozwiązanie totalnie pozbawione sensu.
Focus, właśnie obejrzałem ten film, przeczytałem Twój komentarz i zgadzam się z Tobą w 100%. Psychologia głównej postaci potraktowana w bardzo mizerny, prosty sposób - ciągle inaczej się zachowuje, irracjonalnie, a widz się zastanawia - co mu tym razem strzeliło do głowy; żadnej głębi, prostota zachowań - ale chyba to normalne w filmach tego reżysera (Most na rzece Kwai). Generalnie film o wszystkim i o niczym. Jest kilka ciekawszych scen czy ujęć, ale jako całość oceniam 4/10.
Nie każdemu pasuje David Lean i jego filmy. Każdy ma swój gust. Widzę że bardziej wolisz kino od końca lat 90. Moim zdaniem Leanowi najlepiej idzie psychologia głównych postaci. Tworzy je wręcz świetnie. A jeżeli chodzi o O'Tootle'a to własnie miał sprawić takie wrazenie. Romantyk, filozof i poeta. Chociaż był wielki z wielu powodów to nadal zwykły człowiek. Widzimy jego przemianę z wielkiego myslicieli w zwykłego zabójcę (scena walki z Turkami). Warto pamiętać że jest to film na podstawie faktów. Kazdy lubi co innego. Szanuje twoje zdanie.
Serdecznie Pozdrawiam
LUK, piszesz, że Lawrence zachowuje się irracjonalnie. Pomijając fakt, że racjonalność jako taka jest niedefiniowalna, zgadzam się z tym stwierdzeniem. Tylko jak to się ma do kolejnych Twoich słów, w których piszesz, że "psychologia głównej postaci została potraktowana w mizerny, prosty sposób"?! Prosto byłoby właśnie wówczas, gdybyś wyprzedzał poczynania Lawrence'a o dwa kroki! Prosto byłoby wtedy, gdyby Lawrcence zachowywał się przewidywalnie, albo wówczas, gdyby nastąpiła jedna taka metamorfoza w filmie: z człowieka umierającego za ideały w zwyczajnego zbója. A było inaczej! Trudno było wiedzieć zawczasu, co uczyni gł. bohater. I to akurat było piękne, choć PRZYZNAJĘ, że utrudnia to odbiór filmu. Nie dlatego że to nie miało sensu, tylko dlatego, że było to oryginalne i bliższe prawdy. Człowiek właśnie taki jest: trudno przewidzieć, co mu do łba wpadnie. Też jestem wychowany na kiepskich amerykańskich kinach, gdzie obejrzysz dwa filmy i już wiesz, jak się zachowuje każdy bohater w każdym filmie. A tu natrafiamy na coś innego, co dla takiego widza jak ja jest ciężkostrawne, co nie znaczy, że złe. Tu właśnie ta psychologia, o której piszesz, została potraktowana w bardzo poważny sposób. Doszło nawet do tego, w moim przypadku, że bardziej interesowały mnie dalsze dzieje Lawrence'a niż Arabii! Można było zrobić filmik z jedną metamorfozą. Twórcy filmu nie poszli jednak na skróty i ukazali człowieka stojącego przed ciągłym dylematem: "iść dalej czy zawrócić?". Wybory Lawrence'a to na przemian wzloty i upadki. I choć sam filmowi dałem "zaledwie" 8/10, to jednak postaci Lawrence'a będę bronił zawsze, bo to akurat najmocniejszy punkt.
Pozdrawiam.
Co jest fascynującego w tym filmie? Nad czym tu zachwyt? Wszystko dwa razy gorsze niż u Kurosawy a do tego spóźnione 12 lat. No i te irracjonalne zachowania głównych bohaterów. 4/10.
Pozdrawiam.
No cóż, film Cię nie przekonał - Twoje święte prawo. Zamiast odpowiadać na Twoje zarzuty wprost, pozwolę sobie przytoczyć kilka faktów. Może uznasz je za interesujące, a może nie.
1. "Trudno mi uwierzyć w tak wysoką ocenę tego filmu"
http://www.rottentomatoes.com/m/lawrence_of_arabia/
2. "Ktoś mówił że fajne zdjęcia"
Poza użytkownikami FilmŁebu mówił tak między innymi Spielberg - a dokładnie, że zdjęcia w tym filmie są najlepszymi jakie kiedykolwiek widział. Co więcej mówił też w wywiadach, że właśnie po obejrzeniu "Lawrence'a z Arabii" postanowił zostać reżyserem. W podobnym tonie wypowiada się wielu innych filmowców, np. Martin Scorsese. (Linków nie podam, nie chciało mi się szukać)
3. "Największą ujmę temu filmowi przynosi moim zdaniem aktorstwo O'Toola"
http://film.onet.pl/0,0,1302043,wiadomosci.html
Nie są to w zasadzie żadne merytoryczne argumenty. Generalnie nie lubię podpierać się w dyskusji cudzym autorytetem (a już tym bardziej rankingami), bo uważam, że film powinien bronić się sam (i według mnie czyni to znakomicie - według Ciebie nie). Przytoczyłem te opinie tylko po to, aby uświadomić Ci, że może niekoniecznie "Lawrence" jest taki zły jak go nam malujesz, lecz to Twój odbiór tego filmu szwankuje. Czasami warto dać filmowi drugą szansę, a w przypadku "Lawrence'a" - szczególnie. Bo to po prostu kawał świetnego kina.
Pozdrawiam =)
"Jest kilka ciekawszych scen czy ujęć, ale jako całość oceniam 4/10. " - jak miło, że nie tylko ja tak oceniłem.
Pomysł na film jest dobry ale realizacja kiepska. I co mam z tym filmem zrobić zatrzymać (bo z kilka scen mi się podobało) czy wyrzucić (bo zdecydowana większość mi się nie podobała)?
Wg mnie kreacja O'Toole'a to właśnie najlepszy element filmu. Rewelacyjnie zasugerowany obłęd i homoseksualizm bohatera, ale - powtarzam - zasugerowany, bez stawiania kropki nad "i".
Białe szaty, wygląd papieża - i dobrze, tak miało być. Chodziło o wywołanie skojarzenia z mesjaszem. Padają nawet w filmie przyrównania do Mojżesza, jest mowa o chodzeniu po wodzie. Taką też wymowę ma scena, w której turecki żołnierz wywala w Lawrence'a cały magazynek a ten nawet nie drgnie - kule się go nie imają :) To nie człowiek tylko mit... a jednak w kreacji O'Toole'a bardzo ludzki, pełen słabości. O'Toole'owi udało się wytworzyć napięcie między posągowym i mitologicznym wizerunkiem Lawrence'a a jego ludzkimi słabościami, zniechęceniem, nawet sadyzmem. Na tym też polega genialność tej kreacji.
To, że bohater ginie na początku też nie jest pustym chwytem. Widzimy człowieka, który ginie w sposób wyjątkowo głupi (jedzie na motorze i wywala się do rowu). A potem z filmu dowiadujemy się kim był ten człowiek, czego dokonał, ile zwojował. Rodzi się myśl: "taki wielki bohater a zginął w tak absurdalny sposób". To też jest element obnażający ludzką zwyczajność postaci. (Nawiasem mówiąc był jeszcze wybitny dowódca który zginął równie absurdalnie w wypadku drogowym, a nazywał się Patton).
Chmury za księżycem - skąd wiesz, że to nie była jakaś przenośnia? Normalnie nie da się sfilmować chmur za księżycem, o czym dobrze wiesz. Więc musiał to być efekt przez Leana zamierzony. Może księżyc to Lawrence a chmury to naród arabski?
Nie twierdzę, że film jest bez wad. Batalistyka nieco się zestarzała, miejscami film się trochę ciągnie. Ale dla O'Toole'a - wszystkie Oscary świata.
" Ubranie go w biały strój też nie było dobrym pomysłem - wyglada w tym filmie jak papież, a nie bohater wojenny, tym bardziej przy jego męczeńskich minach i przenikliwie niebieskich oczach."
Jak widać, Lean czasem trzymał się faktów: „Hidżris był też zadowolony i z wrodzoną fantazją wpadł na pomysł przyodziania mnie w wykwintne szaty ślubne z białego jedwabiu ze złotymi haftami, które niedawno Fajsal dostał od swej ciotecznej babki z Mekki (czy miała to być delikatna przymówka?). Chcąc przyzwyczaić się do ich śliskiej gładkości, poszedłem na spacer wokół gajów palmowych Mubarak i Birka.”
Dobra - rottentomatoes.com daje wysoką ocenę. Tylko tam oceniana jest wersja trwająca 1h 51'. Żałuję, że jej nie widziałem.
Do Lawrence'a bylem nastawiony bardzo dobrze. I muszę przyznać, że się zawiodłem - świetny temat na film, prawda - wiele dobrych wątków - domniemany homoseksualizm, wątpliwości, szaleństwo Lawrence'a. Mimo to - miałem wciąż wrażenie, że O'Tool' owi ktoś wciąż podopowiadał - "unieś rękę", "zaśmiej się", "zapłacz"... Zagrał trochę jak Lazenby w Tajnej Służbie Jej Królewskiej Mości. Tyle, że model to nie aktor a sósty Bond to nie wielka hostoryczna superprodukcja...