O ile uwielbiam Leatherface'a i ten brudny klimat rodziny Sawyerów/Hewittów, tak uważam, że nie mieli oni szczęścia do filmów i połowa części z serii w ogóle nie powinna istnieć. Jedyne teksańskie masakry jakie uznaje to dwie pierwsze Hoopera, remake i jego prequel z lat dwutysięcznych. Cała reszta tylko niepotrzebnie miesza, a ten gniot zdecydowanie najbardziej.
Zacznijmy od tego, że Leatherface i rodzina w każdej części wygląda inaczej, nazywa się inaczej i w ogóle ma inną historię. Rozumiem różne wizje twórcze, do tej pory to tolerowalem, ale tym razem przesadzili. Ten film to niepotrzebne wplatanie w losy Leatherface'a wszystkiego co się da, do tego stopnia, że z klasycznego slashera zrobili mix filmowych klisz, a większość z nich nie ma nic wspólnego z horrorem. Zrobili z upośledzonego psychopaty zupełnie normalnego, niechętnego do morderstw młodzieńca, który pod wpływem patologicznej matki z sekundy na sekundę staje się mordercą. To jest tak prawdopodobne... To ma być Leatherface?
Do tego może 1/5 filmu jest o jego historii i przemianie, bo cała reszta to niezwiązane z tematem motywy. Najpierw rozróba w psychiatryku, który wyglądał bardziej na poprawczak, bo pacjenci robili wrażenie kiboli ze sztuczną rządzą mordu niż skrzywdzonych psychicznie. Potem niepotrzebny wątek pato parki niczym Natural Born Killers. No i oczywiście zły, mściwy policjant typu ten z Trzech Bilboardów. I po co te wszystkie postacie były potrzebne w historii Leatherface'a? Twórcy chyba sami nie wiedzieli o czym ma być ten film i nie zdziwiłbym się gdyby nawet nie widzieli oryginału.
Dlatego wiadomość do twórców - odpi****lcie się od klasyka i realizujcie swoje wizje na czymś nowym, bo nie widzę potrzeby mieszania w to Teksańskiej masakry. A widzom odradzam oglądanie tej i poprzedniej części, bo tylko oszpeci Leatherface'a w waszych oczach.