Zastanawia mnie nowomodna maniera odwracania ról i konwenansów społecznych. Filmy chętnie ukazują dotychczas dobre postacie jako niekoniecznie takie, natomiast złym nadają sympatyczne cechy. Nawet tu - kobieta odpowiedzialna za bezpieczeństwo kraju, która wiemy-co-robi-w-filmie-podczas-opuszczania-kryjówki i to budzi w nas niecheć, a Deadshota, który ma tyle morderstw za kasę na koncie, popieramy. Albo niejasna scena po napisach. Oraz inne filmy z uniwersum.
Zastanawiam się, czy to próba racjonalizacji świata - w końcu nikt nie jest albo biały, albo czany - czy jakiś dziwny trend i kult ,,bad-assów".