Przed seansem filmu Ayera kojarzylem tylko Jokera i Quinn z filmowej paczki i wlasciwie po napisach koncowych wlasnie owa para pozostala mi w pamieci plus Deadshot, a w rzeczywistosci W. Smith, ktory gral tutaj... siebie:) Nie mam pojecia czy plakat i jego kolorystyka bezposrednio nawiazuja do komiksu, ale na pewno jest to wymowna grafika - grupa szajbusow na tle pastelowych kolorow. I taki jest ten film - szalony, z raz lepszym, raz gorszym humorem. Fabula wielce wtorna, a niektore sceny (corka Deadshota, "strzelic, nie strzelic" itp.) to arcyklisze kina akcji. Pytanie czy scenarzysci chcieli takiej groteski czy po prostu nie mieli pomyslu. Wbrew pozorom odpowiedz na to pytanie jest kluczowe dla oceny filmu. W koncu zamierzony kicz i to przyzwoicie zrealizowany - obroni sie. Niezamierzona parodia juz nie:)
Niestety najwieksza wada filmu jest, jak to przy DC ostatnimi czasy, MONTAZ. Pierwsze 20 minut to dosc lopatologiczne przedstawienie glownych postaci, ktore wedlug mnie mozna bylo inaczej zrealizowac. W kilku blyskotliwych dialogach w pozniejszej czesci filmu. No ale co kto lubi - tragedii nie ma. Efekty specjalne niestety, ale sa przecietne, podobnie jak glowny antagonista legionu. Finalowa walka tez pozostawia sporo do zyczenia.
Aktorstwo, muzyka i miejscami niezle tempo z humorem jednak przekonaly mnie. Stad moze zbyt wysoka, naciagana ocena.