Legion samobójców

Suicide Squad
2016
6,1 240 tys. ocen
6,1 10 1 240447
4,1 64 krytyków
Legion samobójców
powrót do forum filmu Legion samobójców

Okay, jestem świeżo po obejrzeniu "Suicide squad" i chociaż zmęczenie zamyka mi oczy i przysypiam przed twarożkiem ze szczypiorkiem - muszę parę słów naskrobać.

Jak dla mnie jest to cholernie dobra produkcja, chociaż pewnie fan superhero spojrzy na sprawę nieco bardziej krytycznie niż ja. Nastawiałem się jednak na dużą dawkę mocnej, dynamicznej rozrywki, nafaszerowanie akcją i szczyptę humoru. I właśnie to dostałem. Spodobała mi się bardzo miłość Jokera i Harley; nie jest to pewnie nic odkrywczego, ale jaram się ich wzajemną, chorą fascynacją, tym, że są dla siebie w stanie zrobić wszystko. Powiem wprost: są psycholami, ale są nimi oboje i dlatego w swój dziki sposób się wielbią. Pączusie.

Siadł mi w ogóle sam pomysł na film, żeby bohaterami uczynić antybohaterów, wyrzutków ze społeczeństwa, zbirów, którzy koniec końców okazują się bardzo porządnymi ludźmi. Odrzuconymi, prawda, ale mającymi jakieś prywatne świętości czy problemy. Kawał gnoja? Pewnie, ale wara od jego Córeczki. Przyjemnie zarysowały się też niektóre relacje, vide Harley - Deadshot, Deadshot - Flag (żołnierska nić porozumienia!), rozwaliła mnie też postać Boomeranga, który wydawał się tak randomowy, a tak zajebiście podkreślał luzackość filmu.

Poza tym mega soundtrack, dużo rozpierdziuchy, sporo efektów, zacnie się przy tym wszystkim bawiłem. Czego brakowało? Trochę większej spójności w ekipie. Diablo twierdzi, że jest ona dla niego jak rodzina, podczas gdy więzy są ledwo zarysowane. Taki Croc dla przykładu robił głównie za tło. Fajnie komuś nieraz przypieprzył, ale to tyle. Mało Jokera - tyle go w trailerze, a w filmie tyle, co kot napłakał. Średnio mi pasował ten magiczny główny Zły. Faktycznie, lepszy by był jakiś bardziej spersonalizowany wróg, z którym można by prowadzić psychologiczną grę, a nie magiczne pradawne wuj wie co, które należy wysadzić lub posiekać. Bezosobowe bóstwo, które ma ochotę zniszczyć świat... No, spoko. Wolałbym jednak villaina, który ma jakieś prywatne, ludzkie lub nieludzkie inspiracje.

I tych kilka poważniejszych momentów, po których widzisz na przykład, że ostatecznie taki Deadshot i Pułkownik niewiele się różnią. Albo wypowiedź Quinn o tym, że ten świat ssie i nie chce takich jak oni. Piękna solidarność. Dzięki, Harley. Jesteś piękna, tak jak i reszta ekipy.

W ten antyestetyczny, brutalny sposób. Legion Samobójców. Przegranych, odizolowanych, zamkniętych, zaszczutych, walczących najpierw o swoje dupska - a później za sprawę wyższą.
Widzę w tych cudownych Parszywcach antyestetyczne piękno.

Legionie, przybądź! Do każdego, kto chce się rozerwać i pooglądać dobrą rozwałkę z paroma głębszymi, mocnymi momentami. Z drobnymi potknięciami i małym psychologicznym niedosytem, ale werdykt pozostaje ten sam. Zajebiste, Barski poleca.

//Znajdziecie mnie też na facebooku jako Szanowny pan Barsky, gdzie umieszczam prócz recenzji filmów i literatury również przemyślenia życiowo-filozoficzne. Zapraszam! :)