Poszedłem z kumplami do kina dobrze się bawić - i rzeczywiście miło spędziłem czas. Co nie zmienia mojego przekonania co do filmu, który był po prostu średni.
Na mój osąd wpływają następujące części składowe filmu - przewidywalna i drewniana fabuła. Scenariusz dziwnych proporcji. W znaczniej większości przypadków mammy do czynienia z takim trójpodziałem akcji - początkowa akcja (aby skupić uwagę odbiorcy), uspokojenie sytuacji (ja to nazywam "zbieraniem informacji") i na koniec finałowa akcja, a w większości filmów jest to po prostu ostateczna walka. Ten podział tak bardzo się wpisał w produkcję filmów, że jego brak staje się rażący. W SS (chyba właśnie dla tego przetłumaczyli Suicide Squad na Legion Samobójców - skrót SS nie brzmi w Polsce najwdzięczniej). Będąc jeszcze przy tytule - Legion - really?! Jesteśmy w starożytnym Rzymie? ...czy może wśród legionów Dąbrowskiego? Wracając do scenariusza - tu mieliśmy do czynienia z dwupodziałem. Najpierw pół godzinne przedstawienie bohaterów - no bo, żaden fan DC nie wie kim jest Harley Quinn, po czym zaczęła się właściwa akcja trwająca do samego końca. I gdyby nie drewniana fabuła może by się udało, a tak dostaliśmy hamerykańską papkę na czas wpierd@l@nia popcornu... Chociaż skłamałbym gdybym powiedział, że to wszystko co oferuje Legion... Suicide Squad to jeszcze reklama Samsunga :P Ahh te zbliżenia, gdy Harley pisze eskę do swojego "pączusia". A skoro o Jokerze mowa, czy zwróciliście uwagę na to, że w filmie występował jako J. (jot z kropką)? Tak jakby producenci sami wiedzieli, że wykreowany przez Jareda Leto Joker jest tak beznadziejny, że nawet nie zasługuje na przedstawienie całej jego ksywki. W genialnym Mrocznym Rycerzu reżyserii równie genialnego Nolana w rolę głównego antagonisty (Jokera) wcielił się Heath Ledger za co dostał Oskara. Był uosobieniem ludzkiego zła - przy czym był cholernie wiarygodny. Tu zaś mamy złego poyeba. Nie jest to do końca wina Leto, a bardziej samego scenariusza i faktu, że to akurat Leto musiał go odgrywać. Joker, a raczej J. został przedstawiony jako zły klaun - postrach amerykańskich 5'ciolatków. I co tam w ogóle robił Batman? Czyżby producenci bali się, że widzowie nie będą potrafili się odnaleźć w filmie DC, więc dali im kogoś kogo doskonale znają - mężczyznę-nietoperza. Szkoda, że i tego nie przetłumaczono. Specjalnie wybrałem się do kina na wersję z napisami... by nie musieć słuchać gówni@nego dubbingu. Ale i napisy nie były najlepsze. Podczas finałowej walki bodajże właśnie Harley określa swoja przeciwniczkę słowami "You are evil", co przetłumaczono jako "Jesteś zepsuta" What The F... serio?!
Teraz coś co pewnie wielu się spodobało, a mnie nie za bardzo - muzyka. Wstawili kilka fajnych kawałków mi. Rolling Stonesów, AC/DC, Eminema i dwa smaczki, które fani serii gier Battlefield na pewno zauważyli, mowa tu o Seven Nation Army zespołu The White Stripes (zwiastun BF1) i o kawałku z dodatku Vietnam do BFa Bad Comapny 2 - niestety nie pamiętam ani wykonawcy ani tytułu. I o ile te wszystkie utwory są świetne, to po prostu zupełnie nie pasowały do tego co właśnie widzieliśmy na "srebrnym ekranie". Ktoś pewnie pomyślał sobie "Hurra, wrzućmy jak najwięcej fajnych kawałków, hurra!" - niestety po za Seven Nation Army które świetnie się wpasowało w swoją scenę - to nie zadziałało...
Ale, żeby nie było, że tylko narzekam mega spoko był motyw sypiących się iskier z Enchantress, no i oczywiście Harley Quin, a raczej Margot Robbie, która cieszyła me oko ;) Będąc przy bohaterach - jeszcze trochę po marudzę, bo przypomniała mi się postać Japonki z kataną... która była całkowicie zbędna i nic nie wnosiła do fabuły. A tak swoją drogą, to czy w każdej większej serii musi pojawić się jakiś skośnooki z niesamowicie ostrą kataną? ...tak jakby nie było innych typów ostrzy na świecie. Ja osobiście zamieniłbym tą całą "Katanę" (oni serio tak nazwali bohaterkę) na jakiegoś Polaka z polską szablą husarską, która w czasach jej używania była znacznie bardziej zaawansowanym technologicznie narzędziem niż osławiona na całym świecie katana.
Podsumowując: film oceniam na 5.5 w dziesięcio punktowej skali, czyli średnio.
Oj tam, przynajmniej jak w Deadpoolu nie ocenzurowali słów. Co do tego jesteś zepsuta... W sumie ma sens :P
A, i u mnie zabrakło jednego zdanie - kiedy Waller pokazywała rządowi przemianę Enchantress (to było trochę przed tym). Wy też tak mieliście?
"A tak swoją drogą, to czy w każdej większej serii musi pojawić się jakiś skośnooki z niesamowicie ostrą kataną? ...tak jakby nie było innych typów ostrzy na świecie. Ja osobiście zamieniłbym tą całą "Katanę" (oni serio tak nazwali bohaterkę) na jakiegoś Polaka z polską szablą husarską, która w czasach jej używania była znacznie bardziej"
Mogli dać jak w Atak na Arkham Killer Frost.
Moim zdaniem zawiodło o wiele wiecej niż tylko wymienione wyżej aspekty lecz zaznaczam, że to tylko moja opinia
Przede wszystkim film jest fatalnie pocięty i zmontowany zupełnie bezsensowne i niespodziewane przejście od momentu gdy poznajemy dopiero naszych zloczyńców aż nagle znajdujemy sie w jakiejs bazie wojskowej zupełnie bez jakiegokolwiek poinformowania widza o tym co według mnie jest kiepskie. Najbardziej na wycinaniu niektorych scen ucierpiał jednak Joker a właściwie Jared Leto, któremu nie dano nawet możliwości wykazania się i udowodnienia jak świetnym aktorem jest. Jego rola została potraktowana po macoszemu i to niestety bardzo mnie boli bo liczyłem na swietny występ porównywalny do tego z Batmana Nolana... no cóż zawiodłem sie oby następnym razem dano mu możliwość rozwinięcia skrzydeł.
Pozytywów jest nie wiele jednak o nich również warto wspomnieć, a niewątpliwie największym z nich jest występ Margot Robbie jak Harley Quinn. Co tu dużo mowić chapeau bas moim zdaniem świetnie oddana rola wybranki Jokera, doskonale ukazane szaleństwo tej postaci ale również ta ludzka część która pozostała w niej jeszcze. Nie wiele gorszy jest również Will Smith jemu też należą sie brawa bo te postacie zdecydowanie ciągnął całą produkcje naprzód.
Nieźle wyglada też chemia miedzy bohaterami chociaż moim zdaniem gdyby rozwinięto nieco lepiej każdą z nich wyszłoby to zdecydowanie na plus, a tak to otrzymujemy kilka postaci które są nam zupełnie obojętne i jakieś takie drętwe jak Katana, czy też Boomerang. Równie dobrze mogłoby ich nie być i nic by to nie zmieniło.
Kończąc już mój wywód wspomnie też chyba o NAJNUDNIEJSZYM czarnym charakterze chociaż wspominanie tutaj o jakimkolwiek "charakterze" jest tutaj conajmniej nie na miejscu. Brat Enchantress jest nudny jak flaki z olejem zupełnie niemrawy i ciężko cokolwiek o nim powiedzieć natomiast bohaterka grana przez Care Delevine została zatrudniona chyba tylko i wyłącznie do ruszania biodrami niczym na zajęcia tańca po prostu marnotrastwo jeszcze mało znanej w świecie kinematografii modelki no cóż KTO BY SIĘ SPODZIEWAŁ.
Podsumowując... wybierając się na ten film miałem chyba zbyt duże oczekiwania i nie zwracałem uwagi na to kto robi ten film, tak "dzieło" to wyszło ze stajni DC i nie zdziwił bym się gdym maczał w tym palce Zac Snyder bo efekt jest podobny jak w przypadku BvS...
Zaznaczam, że nie wspomniałem o muzyce gdyż wydaje mi się że każdy oceni ją w swoim zakresie i mimo wszystkiego co napisałem o tym filmie, ona bardzo mi się podobała.