Czy tylko mi się wydaje, że gdyby June Moone zginęła razem z Enchantress, to film dostałby jednak trochę dodatkowej głębi? W momencie, gdy zobaczyłem, że kobita wynurza się niczym feniks ze spopielonego ciała, to momentalnie poczułem zażenowanie. Zły duch zawładnął jej ciałem, żeby go pokonać rozerwano jej serce, a ta, ku uciesze hollywoodzkiej gawiedzi, zdrapuje brud z twarzy i odchodzi ku zachodzącemu słońcu... No szkoda.