Legion samobójców

Suicide Squad
2016
6,1 240 tys. ocen
6,1 10 1 240440
4,1 64 krytyków
Legion samobójców
powrót do forum filmu Legion samobójców

Po kompletnie nieudanym i zjedzonym przez krytykę oraz znaczną część widowni Batman v Superman przyszedł czas na Suicide Squad, który miał zmyć plamę po filmie pana Snydera. Nie jest tak źle jak u wcześniej wspomnianego, ale plamy zmyć się niestety nie udało, gdyż pan Ayer pokazał, iż podobnie do pana Snydera kompletnie nie rozumie przedstawianych przez siebie postaci.
W SS szwankuje przede wszystkim scenariusz oraz brak zachowania ducha postaci komiksowych złoczyńców. Już na samym początku dostajemy jak wół na tacy, na kim skupiono się w filmie najbardziej - Deadshot i Harley Quinn,
czyli dwie kompletnie niepotrzebne do niczego sceny, które śmiało można było wyciąć. Potem Amanda Waller przedstawia widzom zmontowaną przez siebie Task Force X i tu pojawiają się pierwsze zgrzyty. Deadshot to po prostu zabójca na zlecenie, którego motywacje do pałania się tym fachem pozostają nieznane, dowiadujemy się natomiast, że jego słabością jest córeczka (WTF?). Następnie nastał moment, kiedy zbierałem szczękę z podłogi w retrospekcjach z Harley Quinn. Z największego złoczyńcy w świecie komiksowym zrobiono romantyka (sick!!!), a para Harley Quinn i Joker to po prostu zakochane w sobie po uszy świry. Nie czepiam się gry Jareda Leto czy też hipsterskiego wyglądu jego Jokera, ale wypaczenie jego relacji z Harley jest godne puszczenia wielkiego pawia na dywan. Kapitan Boomerang to po prostu zwykły złodziej, a jego retrospekcja była chyba tylko po to, aby przez 3 sekundy mógł nam mignąć na ekranie Flash. Killer Croc jest przedstawiony po prostu jako potwór i tyle, nic więcej. Potem natomiast dowiadujemy się, że Rick Flag jest zmuszany przez Waller do współpracy szantażem, gdyż jego ukochana jest opętana przez Enchantress i jest potrzebna, a Flag musi się podporządkować. Tutaj kończy się to, co w filmie niezłe i zaczyna się fabuła, która jest umowna i występuje tylko z nazwy, gdyż to po prostu festiwal chaosu i dziur w scenariuszu. Nasza ekipa udaje się w miejsce przeznaczenia i zabija potworki, potem coś między sobą gada, potem zabija więcej potworków, znowu ze sobą gada i udaje się zabić wielkiego potwora. Wszystko to w atmosferze przyjaźni, miłości, tęsknoty i koleżeństwa. W owej drużynie złoczyńców, a raczej ciot, największym złoczyńcą jest Amanda Waller, która ma więcej jaj niż oni wszyscy razem wzięci i to jest najlepsza postać w filmie. Dobrze wypada Harley Quinn i Deadshot w wykonaniu Willa Smitha, ale od tak rutynowanego w filmach akcji aktora należało się tego spodziewać. Kapitan Boomerang, Killer Croc i Katana to tylko statyści, którzy asystują wymienionej dwójce, a przy El Diablo ma nam być przykro z powodu jego tragedii. Cóż, to po prostu dobrzy ludzie, którym się w życiu nie udało. Postaci Jokera jest w filmie mało, ale tak na dobrą sprawę jest on tu niepotrzebny i wciśnięto go na siłę, by Harley miała swój wypaczony origin. Slipknot jest w filmie tylko po to, aby powiedzieć 2 zdania i przykładnie zginąć. Końcowa walka to jedno wielkie CGI z happy endem, po którym nastaje radość z końca oglądania filmu. Jeśli ktoś nie zna postaci i widzi je po raz pierwszy, to zapewne nie będzie na film zbytnio psioczył i powie, że to lekki i przyjemny akcyjniak z humorem, ja natomiast jestem potwornie rozczarowany tym, jak zarżnięto tak świetnych złoczyńców, jakich w swoich komiksach ma DC. Moim zdaniem ktoś tu powinien bardzo szybko wylecieć z roboty, a jego miejsce zająć kompetentna osoba z pomysłem na to uniwersum.