Film może inspirować. Po filmie do mojej ukochanej śpiewająco przemówiłem Kiedy
pozmywasz gary?, a pani w kiosku melodyjnie zapytana o zapałki odpowiedziała - Wariat.
Moim zdaniem przekazywanie komunikatów śpiewem daje dużo radości spróbujcie sami
odtworzyć polskie filmy w konwencji śpiewu np.Znachor, Kanał czy Potop to było by naprawdę
ciekawe. Kmicicu muuuszzzzzzzę przypalić Ci boczkiiiii, Ależ nie nieeeee nie przypalaj i
zginieszzzzzzzz w piekleeee.
Ta forma przekazu odkleja patos i nadaje każdemu filmowi elementy komiczne, tylko po co
ten zabieg w tym dziele pytam się?
Musical Gwiezdne wojny czy Aliens to byłyby wyzwania dla kinematografii. Jeszcze jest tyle
wyzwań dla artystów w imieniu sztuki.
Tak zwykle moderatorzy mają mnie gdzieś.
Wiedziałeś chłopie, na co idziesz? Że to nie jest ekranizacja powieści?
I bardzo dobrze, że mają ciebie gdzieś, autor tematu nie naruszył regulaminu, wyraził tylko swoją opinię. Co ma moderacja do tego?
"Wiedziałeś chłopie, na co idziesz? Że to nie jest ekranizacja powieści?"
On nie o tym, zrozumiałaś w ogóle o co chodziło w tej wypowiedzi?
Ty również nie wiesz, o czym piszesz. O tym, że moderatorzy mają mnie gdzieś, miałam na mysli mój post: http://www.filmweb.pl/film/Les+Miserables+N%C4%99dznicy-2012-599595/discussion/N ie+jest+za+p%C3%B3%C5%BAno+To+prosz%C4%99...,2149771. Zgłoś nadużycie omijam, bo nie jestem prlowskim kapusiem. Zresztą, jak słusznie zauważyłeś, tu nie ma czego zgłaszać.
Według wypowiedzi powyższego pana wywnioskowałam, że drażniło go śpiewanie w filmie, i że z "Nędzników" zrobiono musical. Może jeszcze frytki do tego?
Elizo oglądałem by móc się wypowiedzieć. A czy to Twoja wyobraźnia dopuszcza Faraona w wersji musicalowej albo Idiotów. Zastanawiam się tylko czemu ten zabieg ma służyć w filmach bo najzwyczajniej nie ogarniam może wielbiciele śpiewu mnie oświecą.
Chętnie wyjaśnię, tylko powiedz, co ci dokładnie leży na sercu- sam fakt istoty musicalu, czy istnienie musicalu stworzonego na podstawie "Nędzników"?
Wyjaśnij błagam bo nie ogarniam potrzeby musicalu i adaptacji. Tylko od siebie i bez Wikipedii a jeszcze jedno odpowiedz na moją fantazje dot. adaptacji znanych filmów na musicale.
Dobrze, cioteczka pomoże. A więc tak:
-musical- gatunek filmowy bądź teatralny, który wyewoluował z opery i operetki. Potrzeby musicalu? To brzmi tak samo, jak pytanie: jakie są potrzeby istnienia dramatu, horroru, komedii? Takie same.
-adaptacja-tutaj była pułapka, zasadzona przez adminów FW. Ten film nie był już chyba n-tą adaptacją książki, a przeniesieniem musicalu z 1980, opartego na powieści Hugo. Ten link, co dałam powyżej, był do mojej prośby o zmienienie opisu filmu, bo to bzdury totalne, no ale nie przespałam się z żadnym z adminów i mnie zignorowano.
A'propos adaptacji- nigdy nie przerabano adaptacji znanych filmów na filmowe musicale. Za to sceniczne- owszem- takie jak Król Lew, Upiór w Operze itd. Ale takie są musicale, to osobna dziedzina sztuki, gdzie wszystko jest transponowane na własną formę. Prawdę mówiąc, czasem oprzeć się lepiej na jakimś sprawdzonym scenariuszu, niż przykładowo wyprodukować syf jak High School Musical.
Dziękuje za odpowiedz ale ciociu, jeżeli mogę się do Ciebie tak zwrócić, nie prosiłem o encyklopedyczną definicję ale własne przemyślenia dlaczego własnie taka forma w filmie Tobie się podoba? Może Twoja myśl przekonała by mnie by znaleźć to na co nie zwracam uwagi bo może kieruje się uprzedzeniami i własnymi przyzwyczajeniami w konwencjonalnych filmach
I tak dziękuje za post bo trochę mi rozjaśnił musical a tak wprost to co takiego Ciebie w musicalu Ciebie urzeka.
Dobrze, więc ciotunia wytłumaczy- tylko bez krytyki, bo to co przedstawię będzie wyłącznie moimi osobistymi odczuciami:
Zacznę może od tego, że musical jest dla ludzi- takich jak ja- którzy lubią muzykę. Raczej nie rasowy pop i rap, a coś zwane stylem musicalowym- krzyżówka muzyki rozrywkowej i klasycznej, ściślej mówiąc. Ja z tym typem miałam do czynienia od zawsze, w tym roku kończę konserwatorium i ogólnie mam za sobą trochę doświadczenia i w publice na przedstawieniach, tj musicalach- to też trochę kwestia przyzwyczajenia. I ciężko bez sympatii dla teatru polubić musical, w których ta teatralnosć zawsze siedzi.
Nie owijając w bawełnę- film (albo teatr) uważam za sztukę i śpiew uważam za sztukę, połaczenie obu tych elementów daje, że tak powiem, zwiększoną dawkę sztuki. Wprowadza to też lekki surrealizm, no bo przecież ludzie w realu nie śpiewają do siebie, a że surrealizm też jest sztuką, to stopień odchamiania wciąż się podnosi. Poza tym:
-w musicalu od aktora wymaga sie czegoś więcej, bo i gry, i śpiewu, który potrafi przekazać uczucia, i umiejętności wczucia się w choreografię- przez to musicale wydają mi się trochę ambitniejszym kawałkiem roboty.
-muzyka wylewa na widza wiekszą dawkę emocji, czasem wręcz wyjaśnia sens filmu, można ją różnie interpretować, rozumieć (bo przecież w każdym tekście jakiejś piosenki siedzi jakiś sens, wypowiedziany przenośniami, porównaniami i innymi ozdobnikami)i ogólnie, również od widza wymaga większego zaangażowania i ruszenia głową.
Jak wspomniałam, to tylko moje indywidualne odczucia. :)
Dobra przyjmuję, jeżeli mamy poruszać gusta to dla mnie przyswajalny jest teatr muzyczny niż musical (którego jednak nie kąsam i traktuje trochę jak teledysk który miał trwać 10 minut a on o dziwo trwa 2 godziny stąd pewne znużenie u co poniektórych u mnie zresztą też).Przypomniałaś mi że ja lubię teatr muzyczny i nawet często do niego chodzę ale ani razu nie skojarzyłem tego z musicalem może to kwestia warsztatu cholera wie. Może dla tego że w filmie śpiewać każdy może a w teatrze już raczej nie i chyba to mnie męczy w musicalach instynktownie wyczuwam fałsz, tam można z magnetofonu śpiewać i wystarczy pokazać migdałki a w teatrze to już raczej nie wypada i tak doszedłem do końca mojego gustu dlatego życzę byś zdzierała gardło w teatrze muzycznym niż w filmach mjusikalach
Jedna uwaga- w teatrach muzycznych i kinach prezentuje sie to samo- musicale. I to, i to jest musicalem, tyle, że scenicznym bądź filmowym. Nie jest tak, że musical musi być tylko filmowy. Wręcz przeciwnie, główne założenie gatunku musicalu jest takie, że wystawia się go na scenie (bo się wywodzi od opery i operetki). Licząc lekko, ze 70% musicali filmowych to przeniesienia na ekran musicali westendowskich i broadwayowskich.
Wybacz mi nie znajomość niuansów definicyjnych ale jednak jest spora różnica między musicalem teatralnym a filmowym i o tym były moje wrażenia w poprzedniej wypowiedzi, moim zdaniem różnica między musicalem teatralnym a filmowym jest taka jak między koncertem a nagrywaniem w studio i dlatego żeby moja ocena była właściwa zapraszam całą ekipę z Nędzników do popisania się w plenerze teatralnym. Ciociu skoro jesteś odtwórczynią to liczę na Twoje osobiste wrażenia a mniej na encyklopedie, ale doceniam wiedzę.
Pozdrowienia a Ciocia Eliza to stąd
Ciocia Eliza wpadła do studni,
I leży tam chyba od stu dni,
Więc nie pytajcie się drogie dzieci,
Dlaczego woda zielona leci.
Nie no... ty zrozumiałeś przez moją wypowiedź, że jestem ODTWÓRCZYNIĄ?!!
Wybacz, ale musiałam wstać z krzesła i wziaśc trzy oddechy, bo mi zaczął szwankować błędnik :D
(P.S- to, że ktoś stosuje fachowy żargon, nie oznacza, że odpisuje z encyklopedii... na ciocię wiki nie zaglądam, odkąd przeczytałam tam 4 lata temu, że Mickiewicz był malarzem).
Ja z tym typem miałam do czynienia od zawsze, w tym roku kończę konserwatorium i ogólnie mam za sobą trochę doświadczenia i w publice na przedstawieniach, tj musicalach- to też trochę kwestia przyzwyczajenia. I ciężko bez sympatii dla teatru polubić musical, w których ta teatralnosć zawsze siedzi.
Nie śpiewam w musicalach... gram na wiolonczeli, po prostu lubię musicale i mój udział w nich ogranicza się do fotela na widowni :D
Jedni wolą klawesyn inni wiolonczele a jeszcze cymbałki
a z trunkami to myślałem że mówisz o wyczuciu smaku a nie o pieniądzach
no wiesz kota w worku nie pochwalę muszę spróbować
ale czy babcia wie że bierzesz jej alkohol?
uff nie popełniłem błędu w alkohol ale blisko było
a fachowego żargonu od Ciebie nie usłyszałem tylko czasami odnoszę wrażanie że masz dobrą pamięć i uwielbiasz cytować :)
Ma wybór- na godzinę do łazienki albo musi przetrzymać. Żeby nie było, u mnie mieszka i żyje na moich warunkach, a jak nie pasuje, to wypad.
Masz jasne wyznaczone cele i taki porządek i zdecydowanie hmm konserwujesz się gdzieś w Niemczech?
Nie, w krakowskiej Hucie, gdzie za sympatię do Niemców osiedlowe chłopaki zrobią ci kokardkę z flaków.
byle by kot tego nie przeczytał
http://www.joemonster.org/filmy/51210/Koty_to_wstretne_dranie
Mój nie ma jednej łapy, więc jeśli nawet podziałałoby mu to na wyobraźnię, to i tak nie mógłby wykonać połowy tych akrobacji.