Znowu mam ten problem, że po musicalu nie została mi w głowie żadna piosenka czy jakaś nuta przewodnia. Nie potrafię nic zanucić (no chyba, że pierwszej sceny kiedy wszyscy niewolnicy/więźniowie śpiewają Look down, look down). Mimo, że muzyka była naprawdę niezła, podobała mi się podczas oglądania. Po świetnym "Jak zostać królem" liczyłem chyba na coś jeszcze lepszego. Uwielbiam filmy kostiumowe, bardzo lubię musicale, świetna obsada i chyba za wysoko postawiłem poprzeczkę. Czegoś zabrakło - bardzo dobre kreacje aktorskie (szczególnie piękna Ania mimo, że grała ... bez spojlerowania ... bardzo dobry Jackam i niezły Crowe, choć dla mnie to ciągle najlepszy gladiator:) ). Film piękny wizualnie, kostiumy, stara Francja itp doskonałe. Ale ... no właśnie, co za ale skoro tyle "achów" i "ochów". Ano film mnie w ogóle nie ruszył. Mimo, że trwał prawie 2,5 h to się nie nudziłem, ale ... Zabrakło mi czegoś co sprawia, że się przeżywa dany film. Ja tu tego nie miałem. Nie bardzo mnie interesowało co się z kim dalej stanie. Nie bardzo chciało mi się kibicować "dobrym" i jakoś mało nienawidziłem "złych". Tak po prostu bez emocji film mi zleciał. Nie wzruszył mnie prawie wcale (no może jedna z początkowych scen przemiany w kościele sprawiła, że coś we mnie drgnęło przez chwilę). A nie jestem jakiś nieczułym "oglądaczem". Ostatnio popłakałem się na "LOTR: Powrót króla" :) Czegoś zabrakło w ogólnym rozrachunku na tyle ważnego, że tylko 6/10. Aha, no i czasem były przydługawe śpiewane monologi, ale to jest moja opinia.