Byłam nastawiona bardzo pozytywnie. Lubię musicale.
Nawet starałam się wmówić sobie, że nie jest źle. Ale jest. Crowe i Jackman dali sobie wmówić, że potrafią śpiewać, a widzowie musieli przez to cierpień. Po 30 minutach ich wycia miałam ochotę przewijać dalej. Były dobre momenty, Eddie ma piękny głos, momenty ze studentami były ciekawe, a Éponine miło było posłuchać i patrzenie na nią też sprawiało przyjemność. Jednak poza tym.. długo i nudno.
Co kto lubi, mi film bardzo przypadł do gustu i jest w tej chwili moim ulubionym musicalem. A w piosence One day more, najbardziej podobały mi się właśnie partię Javerta :)
No właśnie co kto lubi :) Javert miał swoje momenty, chyba tylko Jackman zawiódł do końca *przynajmniej wg mnie*, chociaż osobie, z którą oglądałam, brakowało w nim książkowego szaleństwa.
Przyznam się nie czytałem książki nie słuchałem musicalu. To pierwsze moje spotkanie z nędznikami, może dlatego film mnie urzekł. Na początku też mi nie pasował śpiew Jackmana i Crowa ale po obejrzeniu 2 raz to wydaje mi się że Crowe odwalił kawał dobrej roboty jego głos pasował idealnie. A jackman no cóż łatwej roli nie miał, nie do końca ze śpiewaniem sobie poradził ale myślę że o to chodziło. Duża doza realizmu pozwoliła mi się bardziej wczuć w ten film. Przeżywać wszystko razem z postaciami bo wydawały się bardzo naturalne...
Posłuchaj chociażby Norma Lewisa. Dla mnie Crowe przy nim może się schować w mysiej dziurze i nie wyłazić. Hadley Fraser też śpiewa lepiej
jeśli chodzi o czystoś i o samą persepktywę wokalną to nie ma porównania. Ale myślę, że film z nimi jako obsadą by się nie udał
Wybaczcie, ale akurat jej głos - jako jedynej chyba postaci - bardzo mnie irytował. Za bardzo "popowy", trochę "niski" (nie w barwie, tylko w opozycji do "wysokich form muzycznych") - zupełnie nie w klimacie jak na mój gust. Chyba że miał taki być - pospolity - jako głos osoby z nizin społecznych... :)
Chyba właśnie tak, bo ta aktorka grałą tę samą rolę w teatrze, więc podejrzewam, że właśnie coś jest na rzeczy.
Ale przynajmniej potrafiła śpiewać, czego nie można powiedzieć o wszystkich występujących.. ;)
Les Miserables również mi nie podeszli. Również oczekiwałam po filmie wiele - może dałam się zauroczyć pięknym reklamom, zapowiedziom i plakatom?
Jest długo, nudno i paradoksalnie, nieemocjonalnie. Podczas seansu nie poczułam jakiejś więzi z bohaterami i nie kibicowałam im.
Na plus produkcji przemawia obsada - przede wszystkim Russell Crowe i Hugh Jackman, Anne Hathaway, Helena Bohnam Carter oraz Sacha Baron Cohen. To, czy aktorzy rzeczywiście pasowali do odgrywanych ról, to już inna strona medalu.
Jednym, dla przykładu, Javert przypadnie do gustu, drugim będzie wydawał się... Nędzny, w porównaniu do klasycznych ról Crowe'a (jak w Gladiatorze, Romper Stomper czy Pięknym umyśle). To samo można powiedzieć o reszcie obsady.
Koniecznie muszę za to pochwalić Sachę Barona Cohena i Helenę Bohnam Carter - sceny z nimi wybijały się ponad wszystkie inne (szczególnie w karczmie, w pierwszej godzinie filmu).
Mówiąc bardzo ogólnie, nie widzę niczego rewelacyjnego w Nędznikach. Nie należę do miłośniczek gatunku, ale interesujący musical z przyjemnością obejrzę. Ten tutaj po prostu mnie znudził.
Les Miserables również mi nie podeszli. Również oczekiwałam po filmie wiele - może dałam się zauroczyć pięknym reklamom, zapowiedziom i plakatom?
Jest długo, nudno i paradoksalnie, nieemocjonalnie. Podczas seansu nie poczułam jakiejś więzi z bohaterami i nie kibicowałam im.
Na plus produkcji przemawia obsada - przede wszystkim Russell Crowe i Hugh Jackman, Anne Hathaway, Helena Bohnam Carter oraz Sacha Baron Cohen. To, czy aktorzy rzeczywiście pasowali do odgrywanych ról, to już inna strona medalu.
Jednym, dla przykładu, Javert przypadnie do gustu, drugim będzie wydawał się... Nędzny, w porównaniu do klasycznych ról Crowe'a (jak w Gladiatorze, Romper Stomper czy Pięknym umyśle). To samo można powiedzieć o reszcie obsady.
Koniecznie muszę za to pochwalić Sachę Barona Cohena i Helenę Bohnam Carter - sceny z nimi wybijały się ponad wszystkie inne (szczególnie w karczmie, w pierwszej godzinie filmu).
Mówiąc bardzo ogólnie, nie widzę niczego rewelacyjnego w Nędznikach. Nie należę do miłośniczek gatunku, ale interesujący musical z przyjemnością obejrzę. Ten tutaj po prostu mnie znudził.
Eddie ma piękny głos?! Gdzie on niby jest piękny?! Już wolę słuchać wyjącego kota drapiącego pazurami po suchej tablicy szkolnej.
Eddie poradził sobie bardzo dobrze. Ma dość ciekawy specyficzny głos. Za to na Les Miserables 25th w roli Mariusa był Nick Jonas i był chyba najgorszy z całej obsady.