Czy Madame Thenardier odgrywa w powieści dużą/ważną rolę?
Ważne postaci nie zawsze przewijają się na każdej stronie powieści. Na przykład biskup pojawił się tylko na chwilę, a nie możesz zaprzeczyć, że był ważną postacią dla przebiegu powieści. Tak samo jest z Madame Thenardier.
Odgrywa bardzo ważną rolę, ale biorąc pod uwagę, że to film, którego nie można ciągnąć zbyt długo (bollywoodzki by pewnie zmieścił wątki), bardzo jej knucie zostanie ograniczone i uproszczone.
Thenardierowa ma rolę znaczną, jak zostało napisane wyżej, ale różnica jest taka, że to ekranizacja musicalu, a już tam jej rola została znacznie spłycona i zmieniona, więc nie liczyłabym w tym wypadku na fajerwerki.
Moim zdaniem raczej monsieur Thenardier odgrywa większą rolę tak w książce, jak i w musicalu, ewentualnie Thenardierowie jako para. Mam wrażenie, że w książce postać Thenardiera jest skonstruowana lepiej niż postać jego żony. Choć także nie do końca, jeśli przypomnimy sobie fragmenty z małą Cosette.
I scenę, kiedy Javert wkracza do ich mieszkania. Problem w tym, że Hugo wszystkie postacie tworzy bardzo wyraziste, nawet jeżeli nie są szczególnie ważne, więc w zasadzie na początku trudno rozeznać. Uważam, że pani Thenardierowa jest pokrzywdzona, bo gdy już wykonała swoje (ważne) zadania, autor traci na nią pomysł i pozbywa się jej mimochodem, używając do tego jednego zdania.
jako ze bohnam carter zostala wytypowana do tej roli to nalezy sie spodziewac ze zostanie "wyeksploatowana"
Nie sądzę, żeby Mackintosh dopuścił do zmiany układu sił w musicalu. Tym bardziej, że Bohnam-Carter jest tylko jedną z wielu gwiazd występujących w produkcji.
Przecież ma swoje solo w "master of the house" and "begger at the feast" - to jedne z najśmieszniejszych nie mowiąc o dialogu z Jean Valjeanem o małą Cossete ...
Już ją widzę śpiewającą "Master of the house''... ach... a trzeba czekać do stycznia - o ile jeszcze nie przesuną.
Dokładnie :D
Czekam na jej wykonanie:
"Master of the house?'
Isn't worth me spit!
`Comforter, philosopher'
- and lifelong shit!
Cunning little brain
Regular Voltaire
Thinks he's quite a lover
But there's not much there" :D
Ciekawa jestem charakteryzacji.:)
I zadaję sobie pytanie, jak Crowe poradzi sobie ze "Stars", bo to piekielnie trudna piosenka. I Seyfried też mnie, przyznam, zaskoczyła. Widziałam ją w "Mamma Mia" i głosik miała najwyżej poprawny - rola Cosette to będzie dla niej duże wyzwanie. Zobaczymy, zobaczymy...
A, i Jackmana w roli Valjean też jakoś nie widzę. I ciekawa jestem jego wykonania "Bring him home", bo jest zbyt piękne, żeby można je było zniszczyć. Jeśli to zrobi, to go chyba ukamienuję.
Wiele osób martwi ta obsada.... jedyne z czego można się cieszyć to Eponine. Moją ulubioną piosenką jest One day more i ewentualnie Do you hear the people sing, więc na tym mi najbardziej zależy.
I musze tu wspomnieć że zupełnie nie rozumiem tej histerii ludzi na punkcie piosenki własnie bring him home. O wiele bardziej wole słuchać who am I.
Moje ulubione piosenki to "Stars", "On my own", "Do you hear the people sing" i ewentualnie "I dreamt a dream". "Bring him home" jest piękne, niesie bardzo duży ładunek emocjonalny, no i to ulubiona piosenka mojej mamy:) "Who am I" też jest piękne, ale ja chyba wolę "Bring him home". Ale najbardziej ciekawa jetem Crowe'a i jego "Stars" (nie ma szans, żeby to zaśpiewał jak Quast, to po prostu niemożliwe), no i Cosette. A i jeszcze z Fantine też się można cieszyć, bo Hathaway ponoć występowała nawet w Carnegie Hall (chyba z jakimś chórem), i aktorką też jest niezłą. Ale chyba najbardziej mnie ciekawią Crowe i Seyfried. Z "ABBĄ" sobie jako taki poradziła, ale "Les Mis" to nie ABBA, co to, to nie...
Pamiętaj, że pośród tego jest jeszcze Empty Chairs and Empty Tables, to jest warte dobrego śpiewu a niestety o ostatniej wersji nie można tego powiedzieć.
Co do wersji na 25-lecie, to przez cały pierwszy akt zastanawiałam się, skąd znam tego aktora, który zagrał Mariusza. Potem mnie olśnilo - Nick Jonas. Rany, naprawdę, pełen szacunek. Nie podejrzewałam go o taki wokal i o taką grę - naprawdę.
A, i Eponine nie podobała mi się zupełnie. Za współczesna, bez wdzięku, głos (przy Lei Salondze) jak żaba.
Co do moich ulubionych piosenek, to zapomniała o "Red and Black", no i "Confrontation".
Zobaczymy, zobaczymy...
W takim razie zdanie mam zupelnie odwortne do ciebie. W porównaniu z Michealem Ballem, Jones zrobił z siebie pośmiewisko i zniszczył ta piosenkę. To samo z aktorką co grała Cossete. Jedyną osobę którą tam doceniam to własnie ta Eponine. Bardzo zawsze lubiłam glos Lei Salongi ale w nędznikach ona bardziej krzyczy niz spiewa. Jakos nie potrafi dla mnie przedstawic emocji, i nie przekonuje mnie. Szczegolnie nieprzyjmnie sie słuchało jej partii z Fantine, w porównaniu do wersji 10 -lecie.
Cóż, na świecie byloby nudno, gdyby wszyscy mieli identyczny gust:)
I nie napisałam, że Jonas był lepszy od Balla (bo stanowczo nie był), tylko, że mi zaimponował, bo nie spodziewałam się go w tak poważnym musicalu. Cosette była sympatyczna - i to wszystko. A Leę Salongę w "Nędznikach" uwielbiam, czczę i tak dalej:)
A, i nie pytaj mnie o ulubioną piosenkę. Jak przesłuchuje raz po raz "Les Mis", to podoba mi się najbardziej coraz to inna piosenka; jak słucham "One Day More", to też ją zaliczyłam do ulubionych:)
A Alphie Boe Ci się podobał?
A słyszałaś może "Valjean Quartet" - "Bring him home" w wykonaniu 4 odtwórców roli Valljean?
Tak, jak kupiłam sobie płytę DVD z koncertu to wszystko tam było.
Ale ani nie podzielam tej histerii co do piosenki ani do tego kwartetu.
Też mam płytę DVD. Czemu Ci się nie podoba ta piosenka? Jest piękna, a w kwartecie brzmi wręcz magicznie.
Tak, Norm Lewis był kapitalny, i bardzo prawdziwy, ale czytałam, że wokalnie wypadł średnio.
Dla mnie też, ale kompletnie nie mam pojęcia o tym, bo dla mnie słuch absolutny to pojęcie absolutnie kosmiczne:) Po prostu pan Snakowski tak pisał (a on zna się na rzeczy, zwycięzca trzech edycji "Wielkiej Gry"). Pisał też świetnie o Alfie'm i przejechał się po Jonasie:)
W każdym razie, jak dla mnie, Norm Lewis też wypadł cudownie. Podobał mi się też ten chlopiec, który zagrał Gavroche'a.
Jakoś tak nie umiem określić "słodkości" dzieci, dla mnie po prostu postać sama w sobie Gavrocha jest świetna.
Muszę trochę obronić tego nieszczęsnego Jonasa ;) Oczywiście, wokalnie był gorszy nie tylko od Balla, ale nawet od reszty obsady, ale, imho, do Mariusa rewelacyjnie pasował wizualnie. Ball ma świetny głos, ale nigdy mnie jako Marius nie przekonywał. Marius (tylko moim zdaniem, oczywiście) jest dość nieśmiałym, niedoświadczonym, rozemocjonowanym chłopaczkiem, który nie do końca wie, co ma zrobić ze swoim życiem. Ball wyglądał, jakby nigdy w życiu nie miał żadnych wątpliwości, wszystkie kule był gotów wziąć na klatę i dawno przeleciał najlepsze panny w okolicy:D
Przez Ciebie pożałowałam, że na Filmwebie nie ma opcji lubienia postów:)
A, i Jonas był uroczy, naprawdę. Jego wokal nie powala, ale musicalowej Cosette też nie, więc są tak jakby dopasowani:) Za to on mi naprawdę zaimponowała, poza tym ma duży urok osobisty i świetnie zagrał zakochanego. Przy Raminie oczywiście wygląda jak chłopaczek z sąsiedztwa, ale kto nie wygląda, prawda? Przy Raminie... ach, rozmarzyłam się.
No i przynajmniej poznałam Nicka jako kogoś innego niż czolowa gwiazdka Disney Channel w najgorszym wydaniu.
Nie jestem pewna, czy nazwałabym Dżonaska uroczym. W każdym razie jego wystąpienie do "uroczych" nie należy. Raczej do godnych pożałowania. Nie oszukujmy się, to nie jest i nie będzie aktor musicalowy z odpowiednim przygotowaniem, tylko gwiazda pop. Zwyczajnie nie potrafił tego zaśpiewać. Co do gry aktorskiej, to moim zdaniem też się nie popisał, chyba że ma to być to jego dziwne wymachiwanie rękoma.
Nie rozumiem dlaczego uważacie, że Katie Hall "zrobiła z siebie pośmiewisko". Ma piękny, mocny głos, technicznie śpiewa bardzo dobrze. Widziałam kilka bootlegów z nią w roli Cosette i aktorsko także wypada fantastycznie. Nie mówiąc już o tym, że jest świetną Christine.
Lea Salonga nie krzyczy, to się nazywa belting.
Ale zgadzam się z wami co do Ramina. Co prawda wolę Killiana Donnelly albo Davida Thaxton'a, ale śpiewa (i wygląda :D) świetnie. Bardzo lubię także Alfie'go (tak btw jego imie nie pisze się "Alphie"), ale słyszałam, że pod względem aktorskim był jednym z najgorszych JVJ. Nie wiem, bo nie widziałam go na scenie. W każdym razie ma cudowny głos.
Katie Hall się nie popisała, a wręcz przeciwnie. Te jej dziwne miny, duże oczka, małe oczka, głowa do tyłu, głowa do przodu, rzucanie wzrokiem, słowem: wypadła bardzo sztucznie i egzaltowanie i kompletnie nienaturalnie.
Jonas był może godny pożałowania, śpiewu nie oceniam, bo kompletnie nie mam słuchu, ale aktorsko było naprawdę dobrze. Pirania185 świetnie to ujęła, zagrał chłopaka, który nie bardzo wie, co ma zrobić ze swoim życiem, był sympatyczny i zagubiony - to wszystko. Podobał mi się, co mni samą zaskoczyło.
Czemu Alfie (sorry za pomyłkę w pisowni) był jednym z najgorszych Valjean (jakoś dziwnie mi to odmieniać - Valjeanów?)? Moim zdaniem był dobry. To znaczy, nie tak genialny jak Wilkinson, ale naprawdę świetny. Zabrzmi to szczeniacko, ale ma takie dobre oczy (próbowałam rozszyfrować ich kolor, ale dotąd nie wiem, czy są brązowe, czy zielone). Pięknie zaśpiewał swoją ostatnią piosenkę, bardzo wzruszająco. Podobał mi się, naprawdę.
A co powiesz o Samancie Barks?
I co to jest ten belting?
Ja też bardzo lubię Alfiego, ale poznałam ludzi z Londynu, którzy widzieli go nie na koncercie, a w teatrze i mówili, że jest strasznie sztuczny. Ale sama nie wiem, bo nie mam z nim bootlegów. Mimo to jest jednym z moim ulubionych Valjeanów (tak, chyba tak się odmienia, ale też nie mam pojęcia :D).
Podejrzewam że i Katie, i Dżonaska zżerały tam nerwy, bo na West Endzie jest świetna, chociaż wolę Lisę Anne Wood jako Cosette. Tutaj za to wypada świetnie (zaczyna śpiewać ok. 3:00). Jest to też dobry przykład beltingu:
http://www.youtube.com/watch?v=ppSEbD4-rbo&feature=related
Uwielbiam Sam. Podobała mi się w I'd do anything, jest świetna jako Nancy. Więc tu sobie raczej nie ponarzekam. :D Bardzo się cieszę, że będzie w filmie. To i tak na pewno lepiej niż Taylor. W ogóle mega podoba mi się to, że zaangażowali też aktorów musicalowych.
Belting to przedłużenie rejestru piersiowego. Zazwyczaj używa się go w "wysokiej" części głosu. Przykłady:
http://www.youtube.com/watch?v=T1mTOJbhjds&feature=related (zaczyna w 2 min)
http://www.youtube.com/watch?feature=endscreen&NR=1&v=EADO7DbyqoU (2:56)
I to:
http://www.youtube.com/watch?v=lHou6K09wwM
Tak naprawdę łatwo jest dostrzec kiedy ktoś przechodzi w belting. Właśnie role takie jak np. Elphaba, Eponina, Fantyna i Bonnie wymagają wręcz umiejętności beltingu.
Dziekuję za informację:)
A mi się Samantha akurat tu nie podobała kompletnie. To znaczy, była niezłą aktorką, i wzruszająco z Nickiem zaśpiewali "A little fall of rain", ale w "On my own", które w wykonaniu Lei Salongi po prostu ubóstwiam, była jakś taka... za współczesna. Ale to tylko moje zdanie.
A słyszałeś "Valjean Quartet" - czyli "Bring him home " w wykonaniu 4 Valjeanów (umówmy się, że tak to się odmienia, najwyżej podpadniemy profesorowi Miodkowi:)
A kiedy zaśpiewał Alfie, i dostał tak huczne oklaski po "Bring him home", miałam wrażenie, że to jest bardzo skromny i niezmiernie sympatyczny człowiek, i że w ogóle dopiero w tym momencie zdał sobie sprawę, że śpiewa TĘ rolę, przed tak olbrzymią publicznością, i że wszyscy oklaskują właśnie jego. Ogólnie wywarł na mnie niezwykle pozytywne wrażenie. I głos ma świetny.
A co do Jonasa, to bym nie przesadzała. Nie był może genialny, rewelacyjny i powalający, i przebojem nie pokonał Balla i wszystkich innych, nie przeszedł jak burza, i wszyscy nie padli mu do stóp, ale zaśpiewał poprawnie, miał duży urok osobisty, i nie robił z siebie nie wiadomo jakiej gwiazdy. Ot, sympatyczny młody człowiek, dostał swoją szansę i bynajmniej jej nie zmarnował. Jedyną piosenką, którą trochę zepsuł nie tyle jego wokal (bo, powtarzam, nie znam się na tym),, co jego akcent, było "Drink with me to days gone by", która jest piekna. Nie było najgorzej, ale najlepiej też nie. Ale Jonas dobrze zagrał zakochanego, rozdartego chłopaka, Katie wydawała mu się autentycznie podobać (nie dziwię się:), i był dość autentyczny.
A, został nam jeszcze Norm Lewis. Co o nim powiesz. Mnie zdziwiłan na początkiu dobór aktora do tej roli; czarnoskóry policjant w Paryżu pod koniec XVIII wieku, ale kiedy otworzyłn usta, przestałam się dziwić.
I Gavroche był kapitalny. Uwielbiam, kiedy śpiewa "Good evening, dear inspector/Lovely evening, my dear":) I jeszcze ten krótki utwór zaraz po "Stars":)
Uwielbiam go. Ma cudowny głos, mogłabym go słuchać godzinami. W sumie nie zwróciłam specjalnie uwagi na kolor skóry. Jednak zawsze mnie bawiło, że kiedy Rosalind James grała na West Endzie, to mała Eponine była biała. :D
Oni wszyscy wydają mi się sympatyczni, patrząc też m.in. po tweetach i po opisach koleżanek, które ich spotkały. Ja zawsze jak oglądam koncert wyglądam z niecierpliwością Killiana.
W ogóle to zawsze im zazdroszczę, robią to co kochają, świetnie im to wychodzi i jeszcze dostają za to kasę. Niesamowita praca.
Co do kwartetu, to też bardzo go lubię, szczególnie JOJ mi się podoba, wtedy jeszcze ze swoją bródką. W ogóle lubię jego Valjeana, nie wspominając o Upiorze.
Podoba mi się jeszcze moment, w którym Colm i Ramin śpiewają podczas One Day More. To musi być niesamowite - występować z facetem dzięki któremu zaczął karierę w teatrze.