Strasznie, ale to strasznie nie podobały mi się rozwiązania rodem z tanich horrorów. napadaja na mnie ludzie, wybijam ich z 50ciu i zostaje koleś, który jeśli pozostanie przy życiu może mi namieszać? Ok, wywieźmy go 10 km dalej, na bank pojedzie na wakacje jak się obudzi. Dalej? Znów zabiłem kilkadziesiąt osób i zostaje mi tylko nieuzbrojony antagonista, przez którego to wszystko się wydarzyło? Ok odwracam się na pięcie i jadę gdzieś w p***u. Wkurza mnie to w wielu filmach-zabicie setki nonameow jest ok, ale wykończenie na początku filmu(mimo że ma się do tego świetna okazję) któregoś z głównych przeciwników jest niedopuszczalne. I wiecznie są wymyslane przy tym tandetne wymówki :/