Wreszcie udany solowy film o Wolverine. Co tu dużo pisać, byłem w kinie na premierze w piątek i bardzo się wzruszyłem podczaś oglądania, szczególnie w końcówce. Wreszcie powstal film, na jaki Hugh zasluzyl. Trochę szkoda, że po raz trzeci poprowadzili mutantów w stronę zagłady (jak w X-Men Last Stand i X-Men Days of Future Past), no bo juz raz mielismy srodek usuwajacy genom X, a potem wielkie roboty, ktore zabijaly mutanty, i ktore ostatecznie zostały wymazane z hiatorii. Tak więc po tak ładnej końcówce DOFP trochę dziwne jest to, że znowu wszyscy nagle nie żyją i jest źle, ale cóż, tego wymagała fabuła i okoliczności, w końcu również Patrick Steward żegna się w tym filmie z rolą Charlesa Xaviera. Po końcowej scenie z X-Men Apocalypse (Essex Corp. wynoszące próbki Weapon X) liczyłem na pojawienie się Mister Sinistera, ale ta postać planowana jest pewnie na następną cześć X-Menów. Calibana z początku nie poznałem i nie skojarzyłem z postacią z Apocalypse, głównie przez zmianę aktora, co wydaje się logiczne zważywszy na fakt, że te filmy dzieli jakieś 30 lat w historii. Zgasła też ostatnia świeczka nadzieji na zobaczenie Jackmana w oryginalnym stroju Wolverina... Wielka szkoda! Wielkie dzięki Hugh za te wszystkie lata z Tobą w roli Wolverine! To były piękne lata. Ciężko powstrzymać drobne łzy, gdy się pomyśli, że to już koniec...