Mniej czułam stracony czas stojąc na poczcie w kolejce i czekając na swoją kolej... Film o
niczym.
Dokładnie takie samo miałem odczucie - film o niczym, tylko że moim zdaniem - o dziwo - wcale nie odbiera to uroku tej produkcji, co jest na porządku dziennym w filmach, których fabuła jest tak nieskomplikowana, pozbawiona gradualizacji napięcia czy "wielkiego finału". W "Londyńskim bulwarze" na pierwszy rzut oka brakuje "porywającej" fabuły. Ale to tylko pozór, bo pod maską melancholijnego klimatu i oszczędności w dialogach, scenografii kryje się drugie dno o wymiarze bardziej psychologicznym. Ten film nie jest o jakiejś konkretnej akcji, dlatego ni to thriller, ni sensacja czy dramat... To jest film o "węwnętrznej stronie" kilku bohaterów - o kryminaliście, który bezskutecznie chciałby rozpocząć uczciwe życie, o nieszczęśliwej aktorce, która również bezskutecznie szuka bliskości, o niespełnionym artyście, któremu nie pozostaje nic innego jak ostatecznie strzelić sobie w łeb... Przy czym wszystko to nie jest podane wprost - jak na tacy dla mało wymagającego widza. Świetne role Farrell'a, Knightley i Thewlis'a, świetny nastrój melancholii, podsycany mistrzowskimi w swej zamierzonej ubogości dialogami i soundtrack'iem...