Spoiler!
Finałowa rzeczywistość nr 3 czyli zabicie siebie samego (żeby mały rainman nie był świadkiem zabicia matki) właściwie niczego nie zmieniło, bo w rzeczywistości nr 1 Joe (kiedy zabija siebie z przyszłości i dożywa 30 lat) w ogóle nie spotkał rainmana i nie wpłynął na to że rainman stał się w przyszłości zgorzkniałym, przepełnionym rządzą zemsty gangsterem!!! Co pokazuje rzeczywistość nr 2 kiedy Joe nie zabija starszego Joe i ten właśnie starszy Joe zabija matkę rainmana!
WTF?!? Ogarniacie to?
kolego nie zagłębiaj się za bardzo bo podróże w czasie nie są możliwe i nie będą. a gdyby były możliwe to jako pierwsi opracowaliby je amerykanie lub japończycy . gdyby któreś z tych mocarstw za 100-500 lat opracowało technologię podróży w czasie. to nie żyli byśmy w czasach gdzie prymitywną rosję uważa się za mocarstwo bo posiada arsenał głowic nuklearnych. gdyby podróże w czasie były możliwe to pisałbym tego posta w języku japońskim lub angielskim...
Widzę że na fizyce się nie znasz, podróże w czasie są możliwe- poczytaj chociażby co na ten temat pisze Stephen Hawking.
Jako że wypowiadasz się takim tonem, zakładam, że na fizyce się znasz. Wytłumacz mi zatem, proszę, najlepiej własnymi słowami, w jaki sposób możliwe są podróże w czasie?
yhym jak wpadniesz w czarną dziurę to być może dojdzie do zagięcia czasoprzestrzeni, a może wylądujesz w równoległej linii czasu, ... co w sumie i tak jest bardziej fiction niż science. piszmy o rzeczach realnych i praktycznych, a nie teorii. w boga też wierzysz bo pisali o nim w biblii ?
Problem polega na tym ze wlasnie dlatego ludzie wierza w Boga bo sie naczytali w biblii bzdetow i do tego rodzice kolejnych bzdetow nakladli im do glowy w dziecinstwie ... a z takim rozumowianiem to nawet jezeli podroze sa mozliwe to jest nam do nich daleko :)
nie wiem, czy w ostateczności nie są lepsi ci, którym się wszystko z dupą kojarzy. Nastoletnie bunty przeciw religii, z których niektórym trudno wyrosnąć, prowadzą do żenujących skutków na forach filmowych...
Nie wiem co oznacza religijny bunt ... w zyciu jedynie dostalem chrzest, poniewaz nie mialem nic do powiedzenia ... pozniej tak samo jak doszlo do mnie ze nie ma zebowej wrozki i ze sw, Mikolaj oraz potwory pod lozkiem sa tylko bajkami tak samo rozkminilem ze cala ta religijna opowiesc jest zwyklym narzedziem do sterowania ludzmi ...
Badz dobry to Cie czeka niebo ... bitch please ... przeciez to jest dobra historyjka o tyranii
Jezeli ktos jest dobry tylko dlatego ze chce sie wkupic w boze laski to jest zwyklym oszustem :)
mój komentarz dotyczył nie tyle twych przekonań, które szanuje, ile raczej formy ich manifestacji i okazji ku temu. Parandowski (ten od mitologii) jest autorem powieści "Niebo w płomieniach", której bohater - przedwojenny gimnazjalista - traci wiarę pod wpływem księdza katechety. Świetny opis buntu (zdrowego z psychologicznego punktu widzenia), w którym wybitny młodzieniec rekonstruuje swoją tożsamość kwestionując tradycyję. Skojarzyła mi sie ta książka bo ten zestaw argumentów ateistycznych był tam zgrabnie przedstawiony. W normalnym układzie każdy (w tym wszyscy wierzący) powinien przejść tego rodzaju bunt, natomiast interesujące jest, co dzieje się potem. Jedni idą dalej - jak wybitny polski kartograf prof. Romer - robią kariery, pieniądze, dzieci itd., a problem wraca do nich dopiero na starość, kiedy rachunek sumienia narzuca się najbardziej zatwardziałym. Inni, odrzuciwszy prymitywne, powierzchowne, czy wykoślawione ujęcia religii (św. Mikołaj na saniach z prezentami jest wynalazkiem konsumenckim, a nie częścią dogmatu), zadają sobie pytanie, czemu religia nie odstręczała takich ludzi jak np. prof. Georges Lemaître, belgijski astronom i fizyk, a zarazem ksiądz - będący autorem teorii znanej obecnie jako teoria Big Bang. Najgorzej jeśli ludzie zatrzymują się w rozwoju - pozostając na etapie buntu: wszystko i wszędzie kojarzy im się z religią, którą oceniają jednoznacznie po leninowsku. Polecam lekturę Adama Michnika (Kościół, Lewica, Dialog) - dojrzałość ateizmu mierzy się zdolnością zniuansowanej oceny religii, w tym zdolnością wyliczenia jej pozytywnych funkcji społecznych. Dojrzałość człowieka natomiast mierzy się gotowością krytycznego i spokojnego podejścia do wszelkich proroków - nie tylko tych religijnych, ale również anty-religijnych. Zbyt często bowiem jest tak, że nasze malutkie świnstewka, kłamstewka, zdrady, gniewy, pijaństwa i egoizmy łatwiej znieść skupiając się na tuszy proboszcza.... z dojrzałośćią (której elementem jest praca nad sobą) nie ma to nic wspólnego.
Żeby nie było, że krytykuję dygresję a sam ją ciągnę, dorzucę uwagę, że finał Loopera wydaje mi się niezwykle chrześcijański (radykalne "zaparcie się siebie") - w tym samym stopniu co zakończenie Gran Torino, Eastwooda.
Pozdrawiam
Ale religia czy tez sama wiara pomijajac cala strukture (czyli: koscioly, meczety ... kaplanow, ksiezy bo to czyste zlo na tym swiecie ... taka kula u nogi czy tez kotwica ciagnaca nas na dno) jest wielowarstwowa ... i z pewnoscia mozna doszukac sie w niej pozytywnych jak i negatywnych apesktow. Z mojego punktu widzenia religia czy tez wiara w najczystestrzej formie jaka miala u swojego zrodla nie istnieje juz od tysiecy lat ... zostala ona zastapiana papka,ktora karmi sie ludzi ... a ze nasza cywilizacja wciaz sklada sie w 99% z konsumentow i baranow dajacych sie sterowac to mamy to co mamy ... niby najinteligentniejsza istota na ziemi a zarazem najbardziej prymitywna
Zyjemy w wielkich czasach tylko czasu nam wiecznie brak .... Co raz wiecej mamy wygody a mniej czasu, lepsze wyksztalcenie a gorszy rozum, wiecej wiedzy a gorsze postrzeganie. Smiejemy sie zbyt malo, denerwujemy zbyt czesto, jezdzimy zbyt szybko ... Spieszymy sie a nie czekamy. Wstajemy zmeczeni nie majac sił na odpoczynek. Ubezpieczenie na zycie ma zapewnic nam poczucie bezpieczenstwa :) ?? Mamy wiecej majatku a mniej wartosci, wieksze domy a mniejsze rodziny. Zarabiamy wiecej a mamy coraz mniej. Czas latwiejszych zarobkow, a trudniejszych zwiazkow. Wiemy jak przezyc a nie wiemy jak zyc ... Gadamy duzo, kochamy rzadko, nienawidzimy czesciej. Juz dawno gdzies pobladzilismy w tym wszystkim ...
A wracajac do ludzi uczonych ... Moich dwoch ulubionych ateistow: Hawking i Dawkins ... w ich wypowiedziach tez mozna doszukac sie wiary w sile wyzsza ... nie odrzucaja takie mozliwosci ... tylko sa przeciwnikami formy jaka stara nam sie wmowic ...
Pozdrawiam
Nie wiem... kapłani jako czyste zło na tym świecie? Takie zdania z dużymi kwantyfikatorami ("cała struktura") rzadko bywają prawdziwe. W każdym razie poza naukami ścisłymi. Uczciwa ocena struktur wymagała by, rzecz jasna, głębszych studiów, których nie prowadzę. Wydaje mi się jednak, że - jeśli nie chcemy sami zasłużyć na miano barana - powinniśmy zastanowić się, w jakim stopniu nasze poglądy i sądy, są efektem mediów i ich orientacji na skandal oraz poziomu naszego zaufania do ludzi wogóle. Dotyczy to wszelkich organizacji. Z artykułu o korupcji w sądzie wyciągamy wniosek o wymiarze sprawiedliwości, krzywdzący dla uczciwych sędziów. Z reportazu o pavulonie w pogotowiu - o ratownikach medycznych. Z doniesienia o nieprzyjemnym urzędniku - wniosek o bezduszności biurokracji. Mamy wolny kraj, wiec możemy wierzyć w cokolwiek, ale rozmijanie się z rzeczywistością i poleganie na przsądach to przecież definicja ciemnogrodu i zaprzeczenie tradycji oświeceniowej. Gdyby każdy duchowny był zły, to by się twój idol - Dawkins - nie spotykał z abp. Williamsem, mam wrażenie.
Współczuję diagnozy rzeczywistości - o tym ograniczonym czasie, pogoni za pseudowartościami, stresie i nerwach, pośpiechu, wątpliwych zdobyczach cywilizacji - ale znam dorosłe i bystre osoby, które dopiero dzięki rekolekcjom są w stanie przyznać, że ta diagnoza odnosi się przede wszystkim do nich. Znam też całkiem dużo osób, które podziwiam jako ludzi wolnych (znacznie bardziej ode mnie) od tych wszystkich patologii, które wymieniasz. Część z nich to osoby głęboko wierzące. Losy konkretnych osób to nie dowód prawdziwości tez ogólnych, ale dają do myślenia, gdy się słyszy antytezy. Tego usiłuję się trzymać - tj. myśleć krytycznie.
Mam wątpliwości jeśli chodzi o szacunki baranów w populacji. Z jednej strony pamiętam faulknerowskie zalecenie: "aby pozyskać ludzi, należy ich uważać za takich, za jakich sami siebie uważają". Z drugiej strony Leca ironiczną obserwację: "nic na świecie nie zostało tak sprawiedliwie rozdzielone jak rozum: każdy uważa, że otrzymał dostateczną porcję." Trafniejsza wydaje mi się jednak bardziej zniuansowana ocena społeczeństwa... tu i teraz każdy z nas jest troche zbaraniałym konsumentem, zdolnym jednak do tego, by poszukać lepszych pastwisk, rozpoznać wilki i podążyć za lepszymi psami...
Wierzę też, że - jak w Looperze - każdy może wybrać dobro, którym się będzie kierować aż po grób.
Ale trzeba by najpierw ustalic znacznik czlowieka inteligentnego ... czy czlowiek inteligentny to taki z wysokim IQ ?? Czy to osoba, ktora skonczyla kilka fakultetow na najlepszych uczelniach ... czy to sa profesorowie ??
Jak swiat dlugi i szeroki .. i jak bardzo odmienny ...wszedzie znajdziesz ludzi wartosciowych i tak zwane bydlo czy tez baranstwo ... Pochodzenie, kolor skory czy fukcja jaka pelnia nie ma kompletnie znaczenia ... Stad tez dla mnie 99% ludzkosci to jednak barany ... nawet jezeli potrafia cos czego nie potrafi wiekszosc ... bo mimo swoich umiejetnosci wciaz patrza w jednym kierunku ...
1% ludzkosci to ludzie, ktorzy patrza szerzej i naprawde wiedza w jakim kierunku powinnismy podazac ... na nasze nieszczescie nie sa oni naszymi liderami ... my wolimy sluchac pieknych obietnic, wyobrazac je sobie a pozniej stojac po kolana w gnoju mowic " znow nas oszukali " :) Ale mamy demokracje i liczy sie glos wiekszosci :) czyli ludzie, ktorzy nie potrafia zlozyc zdania, badz tez dodac kilku liczb do siebie idzie na wybory i oddaje swoje glosy bo uwaza ze sie zna na polityce i wie co i jak powinno byc zrobione ... To tak jakby rektor szanowanej uczelni spotykal sie z "Pania sprzataczka" (nie obrazajac ludzi pelniacych ta funkcje) i dyskutowal na temat przyszlego rozwoju i programu uczelni ...
Wracajac do religii ... jak bardzo trzeba byc "ulomnym" by potrzebowac jej w kwesti odroznienia dobra od zla ?? Czy to jest rzecz ponad ludzkie mozliwosc ?? Ja jakos sobie daje rade i wiele osos niewierzacych z mojego otoczenia takze ... a to o czym pisales: to tak jak wyzej we wstepie napomnialem ... w kazdym srodowisku doszukasz sie ludzi wartosciowych i ludzi nie zaslugujacych na kroczenie po ziemi ... Piszac o strukturach mialem na mysli fakt ze kosciol stara sie trzymac na wszystkim swoje lapska ... a ja nie lubie, kiedy ktos decyduje jak mam zyc i co wedlug nich jest dobre a co nie ... po to mam swoj rozum aby samemu potrafic rozroznic ... i chyba wiadomo o jakich problemach pisze :) Do tego kosciol jest zaklamany, nie potrafi przyznac sie do bledow, nie potrafi zareagowac i zrobic czystek (tutaj mozna umiesciec te medialne skandale) No i nie ma dla mnie argumentu, ktory podwarzylby fakt ze lubimy(ludzkosc) wyrzynac sie w imie Boga :) <--- zrodlo zla ^^
Co do ostatniego zdania dotyczacego calego tego tematu, czyli Loopera. Zgadzam sie z Toba ale nie w 100% ... W Looperze glowna postac wybrala powiedzmy ze "dobro" ale dopiero u konca swej podrozy ... wczesniej raczej byla zainteresowana wylacznie soba ... dopiero z czasem zaczela interesowac sie otaczajacym ja swiatem ... tak wiec nie do konca kierowala sie dobrem :>
My lubimy w imię Boga wyrzynać się? Lista największych wyrzynających w ciągu ostatnich 100 lat obejmuje kolejno Mao Ze Donga (78 mln), Stalina (22 mln), Hitlera (17 mln) oraz Hideki Tojo (5 mln). Pewną konkurencję dla nich (uwzględniając wielkość populacji) stanowili Pol Pot oraz Kim Ir Sen. Żaden z nich nie był zbyt religijny, a z pewnością nie powoływał się na religijne uzasadnienie dla tych mordów. To - moim zdaniem - dobre argumenty przeciw tezie o Bogu jako źródłu zła, albo religii, jako głównym powodzie ludobójstw. Żeby uznać religie za przyczynę, albo wsparcie tej tezy, należałoby wskazać przywódców religijnych (reprezentatywną ich grupę - przynajmniej w obrębie głównych religii na świecie), którzy do tego wzywają, albo to wspierają. Tryumf oświecenia - jeśli uznać za takowy Wielką Rewolucję Francuską - był związany z masowymi rzeziami w Wandei, których ofiarą padły religijne "barany", a których sprawcami byli - należący do 1% - wizjonerzy Wolności, Równości i Braterstwa dla postępowych. Ciekawe, ze śmierc ok. 100-300 tys osób, nie doczekała się - o ile mi wiadomo - we francuskiej kinematografii, żadnej wzmianki, a zdobywca oskara za "Artystę" - Thomas Langmann - produkuje w tym regionie film o udrękach dojrzewania młodego komunisty (leninisty)...
Wracając do Loopera, obserwacja tej stopniowej przemiany bohatera jest ciekawa, pod warunkiem, że doprowadzimy do końca proces analizy: co sprawia, że ludzie są w stanie przestać koncentrować się na sobie, a "przekroczyć siebie"? Pomysł z Loopera, żebyśmy sami - czy też nasz egzemplarz o 30 lat starszy - byli sobie w stanie udzielić lekcji przemówił do mnie. Ale wydaje mi się, że głównemu bohaterowi najbardziej potrzebny był ten dzieciak - z całą jego pierwotną naiwnością, ideałami, wiarą w drugiego człowieka, ciekawością i zaufaniem. Większość rodziców potwierdza, że dzieci - nawet te najbardziej upierdliwe - zmieniają perspektywę w życiu. A dojrzewanie w gruncie rzeczy polega na uświadamianiu sobie własnej marności i własnych powinności. W tym sensie Looper - z tymi narkotykami, srebrem, marzeniem o Francji - to historia o poszukiwaniu wolności, a mianowicie o poświęcaniu rzeczy bezwartościowych.
Ale chodzi o motywacje ... o pewien idealizm wlasnych przekonan ... przekonan, ktore prowadza do skrajnych zachowan typu zabicia innych badz samych siebie ... tym byla, jest i niestety bedzie religia. Wystarczy spojrzec dzis na bliski wschod ... a cala nasza historia jest tego typu konfiktami naznaczona.
Hitler akurat byl odurzony przypowiesciami biblijnymi ... lekkie kino typu Indiana Jones, gdzie archeolog walczy z hitlerowskimi wojskami nie jest przypadkiem ... on mial niezlego hopla na tym punkcie :) a czy wierzyl w Boga, nie mam pojecia ... czerpal z wielu religii calkiem inne postrzezenia niz osoby slepo wierzaco w stworce ...
" dojrzałość ateizmu mierzy się zdolnością zniuansowanej oceny religii, w tym zdolnością wyliczenia jej pozytywnych funkcji społecznych. "
Ostrożnie. Posługujesz się sofizmatem definiując dojrzałość ex cathedra, honorując nią wpisujących się w jakąś ramę, odbierając tym samym miano dojrzałych ateistów tym, którzy nie widzą żadnych jej pozytywnych funkcji społecznych. Dawkins, na przykład, uważa za obraźliwe twierdzenie, że moralność pochodzi z religii, bo to jak powiedzieć, że gdyby tylko spuścić nas ze smyczy dekalogu, skoczylibyśmy sobie do gardeł. To jak powiedzieć, że nie istnieje życzliwość, a ludzie są z natury źli, bez bata, kary, strachu w naturze ich leży jedynie podłość.
Sofizmat: "błąd logiczno-językowy, w wersji podstawowej polegający na atakowaniu przesadzonej wersji argumentu czy twierdzenia drugiej strony dyskusji („atakowanie chochoła”), czyli odpowiedź na stwierdzenie, które w rzeczywistości nie zostało przez drugą stronę wypowiedziane. Inne odmiany tego sofizmatu to: cytowanie słów przeciwnika wyjętych z kontekstu – wybór takich słów, które wyjęte z kontekstu wypaczają poglądy danej osoby..."
Zarzut usłyszałem, ale pragnę zauważyć, że nigdzie nie próbowałem twierdzić, że moralność pochodzi z religii. Nie myślę tak. Podoba mi się konstytucyjna formuła o tym, że prawda, sprawiedliwość, dobro i piękno to wartości, które nas w Polsce łączą, niezależnie od tego czyśmy wierzący w Boga będącego ich źródłem, czy nie podzielamy tej wiary, a te uniwersalne wartości wywodzący z innych źródeł. Wyraziłem wątpliwość co do uczciwości, czy też trafności oceny uproszczonej i czarno-białej zjawisk społecznych, nie przypisując mojemu protagoniście odmiennej definicji ateizmu. Na żadną katedrę nie włażę, a jeśli to tak zabrzmiało - chętnie zlezę. Uprzejmie przypominam natomiast o powołanej przeze mnie książce Adama Michnika, który z pozycji lewicowych uznawał Kościół Katolicki za sojusznika w walce o godność człowieka. To przynajmniej jeden argument przeciw tezie o tym, że religia nie ma ŻADNYCH pozytywnych funkcji społecznych. Jeśli to jakoś pomoże uniknąć wzajemnych sowizmatów - nie deklaruje się w tej dyskusji jako wierzący, albo nie wierzący, a jedynie reaguje na mniej lub bardziej dojrzałe diagnozy społeczne, bazujące na mniej lub bardziej przemyślanych koncepcjach antropologicznych, wygłaszane w związku z filmem Looper. A ten film - jako żywo - nie podejmował tematu religii, prawda? Więc wolno mi spytać o to, czemu nożyce się odezwały...
Racja... na to samo zwróciłem uwagę. Lecz jego zachowanie można traktować jaka rozwiązanie które jest półśrodkiem. Nawet jeśli w przyszłości 1 wyrósł na rainmana to nie wiadomo czy po przeżyciach z 2 bedzie tak samo. Niby to wiele nie zmieniło, jednak tylko w tej przyszłości nie ma już looperów(bruce ich zabił). Więc de facto moze się stać zarówno jedno, jak i drugie...
No tak, w jednym i w drugim wypadku może być różnie, ale tak jak zauważył kolega wyżej, chyba nie ma sensu się w to zagłębiać bo do niczego to nie doprowadzi..
Zastanawia mnie tylko jak scenarzyści pisząc takie scenariusze rozkminiają jaki debilizm, nielogiczność i kiks scenariuszowy zostawić a jaki wywalić, żeby historia w ogóle powstała..
podróże w czasie nie są możliwe i tyle w temacie..
możliwe jest jedynie spojrzenie w przyszłość i przeszłość ale bez możliwości przebywania ciałem - tak myślę :)
Temat ten w filmie często jest partaczony, bo tak naprawdę ciężko jest zrobić to poprawnie. Choćby znany "paradoks dziadka"
Kiedy jakiś koleś podróżując w czasie zabije swego dziadka przed poczęciem ojca to znaczy, że on się nie narodzi
Ale skoro się nie narodzi to nie odbędzie podróży w czasie i nie zabije swego dziadka, zatem się narodzi ale wtedy odbędzie podróż i zabije dziadka :) itd.
Zatem teoria jest zagmatwana więc z praktyką będzie jeszcze gorzej
Nawet jak ktoś się cofnie w czasie czasem wystarczy jedna mała zmiana z pozoru banalna a może zmienić losy nawet świata tzw "efekt motyla"
Temu uważam, że filmy SF z podróżami w czasie powinny być w miarę proste. Bo jak zacznie się mieszać potem ciężko wszystko poskładać do kupy a wręcz często jest to niemożliwe :)
No chyba,że powstaną równoległe rzeczywistości,tyle ile razy cofamy sie w przeszłość tyle równoległych rzeczywistości,każda oczywiście kolejno zmodyfikowana,ale to są wszystko tylko gdybania....
Tylko że (wg mnie) nie było "rzeczywistości nr 2" - to obrazy, które "młodemu" Joe podsunęła jego wyobraźnia. Uświadomił sobie, że jeśli matka dzieciaka zginie, to przejdzie on taką samą drogę jak Joe - dziecko pozbawione matki staje się złym człowiekiem i brutalnym przestępcą. Dlatego zrobił to, co zrobił. A zakończenie ma oznaczać chyba tyle, że matka (mając dodatkowo zawartość tego furgoniku), zapewni synowi dostatnie życie pełne matczynej miłości, ergo - chłopak wyrośnie nie na bezwględnego "Rainmakera", tylko na dobrego człowieka.
To oczywiście nie zmienia faktu, że pewne nielogiczności fabuły są, bo (jak to choćby opisał T_O_M_I), podróży w czasie ciężko nie pogmatwać.
Poza tym wydaje mi się, że wybór tematu przewodniego - "pętli" oznacza, że twórcy chyba nie zdecydowali się na koncepcję alternatywnych linii czasowych. Ja przynajmniej nie odniosłem takiego wrażenia.
Gdyby obowiązywała koncepcja alternatywnych linii czasowych, to samobójstwo Joe nie sprawiłoby że stary Joe znika z jego linii czasowej, więc masz rację.
Kurcze, no niby tak, ale znów pojawia się "ale"! No bo jak nazwać, jak nie alternatywną rzeczywistością, raz zabicie a raz nie zabicie starszego Joe przez młodego Joe?
Ciśnie się na usta żeby nazwać to bezsensem, podobnie jak to, że raz zmiany w rzeczywistości zachodzą momentalnie (blizny z komunikatami, odcięte nos i palce Setha, zniknięcie starego Joe zaraz po samobójstwie młodego) a innym razem powolnie i nie do końca (wspomnienia żony Azjatki, której nie powinien w ogóle poznać, skoro nie dał się zabić tak samo jak dał mu się zabić jego poprzedni... on). Ktoś tego filmu dokładnie nie przemyślał. Albo przemyślał dokładniej nić my, i można to wszystko jakoś wyjaśnić. Ale ja nie wiem jak.
Generalnie rzecz ujmując, jakkolwiek by ta pętla nie poszła, to Sara z młodym Deszczowcem nie powinna była pozostać na polu po zastrzeleniu się Joe, a młody Deszczowiec (Cid) nie powinien był mieć draśniętej twarzy, bo nic z tych rzeczy nie powinno było się wydarzyć. Zaraz po scence zastrzelenia się Joe, powinna nastąpić scenka, jak Sara opiekuje się Cidem, sprawiając tym samym, że nie stanie się nigdy zły.
Ale jeżeli Joe/Willis był fizycznie obecny w przeszłości i wchodził w interakcje z otoczeniem, to samo jego "zniknięcie" nie wymazuje skutków jego pobytu w przeszłości. To tak jakby, nie wiem czy to dobre porównanie, przybycie Joe/Willisa w przeszłość rozpoczęło nagrywanie kasety wideo na już istniejącym zapisie - tamten przestawał istnieć, a zastępowała go rzeczywistość, którą Joe/Willis już współtworzył. To co zastało już "nagrane" do jego zniknięcia (śmierć rewolwerowców, zabicie dziecka, draśnięcie Cida kulą) raczej nie powinno samoistnie ulec odwróceniu.
No dobra. Ale skoro młody Joe się zastrzelił to stary Joe nigdy nie zaistniał, kto zatem miałby postrzelić małego Deszczowca?
No i tu sprawa się gmatwa. Nie znam wszystkich odpowiedzi.
To jest właśnie paradoks podróży w czasie - podróżujesz w przeszłość i powodujesz łańcuch zdarzeń, który sprawia, że nigdy się nie urodzisz lub (jak tutaj) popchnie młodszego ciebie do samobójstwa. Z chwilą, gdy ten ciąg zdarzeń się rozpoczyna przesądzone jest już, że nie możesz istnieć w przyszłości (skąd przybyłeś) a jednak fizycznie istniejesz w przeszłości. Im dłużej o tym myślę, tym większy mam mętlik w głowie...
Twórcy chyba założyli, że widzowie przyznają im pewną dozę licentia poetica i pozwolą na swobodniejsze podejście do kwestii podróży w czasie.
A teraz dla większego mętliku następna kwestia ;P
Jeżeli Deszczowiec nigdy nie stanie się zły to w przyszłości nigdy nie nakaże likwidacji looperów (ani Joe ani jego przyjaciela), zatem nigdy by nie nastąpił ciąg zdarzeń doprowadzających do samobójstwa Joe...
...ale z kolei skoro Joe nie popełni samobójstwa to nie sprawi, żeby Deszczowiec nie stał się zły :]
przestań z tym " Deszczowcem " ... fakt że niema odpowiednika słowa Rainmaker w polskim, ale " Deszczowiec " ??? może " Deszczotwórca " ??? pisz Rainmaker jak inni... Deszczowiec kojarzy mi się z płaszczykiem przeciwdeszczowym :D
paradoks którego się dopatrzyliście powoduje że Rainmaker raz jest raz go niema , raz jest raz go niema itd...
czyli w kółko to samo... pętla - Loop... być może tak miało być... nawiązanie do tytułu filmu...
tak czy siak to nie forum dyskusyjne dla Stephen`ów Hawkin`gów... oceniamy tu walory artystyczne filmu...
no więc film spodobał mi się bardzo... być może dlatego że czuję przesyt filmami pokroju The Avengers...
powrót do korzeni S-F... a scena gdzie stary Joe łamie się tuż przed zabiciem dziecka swojej przyjaciółki... mistrzostwo .
Mój drogi jediwojcie. Na wstępie poinformuję, że jeżeli zachce mi się tu zrobić 'forum dyskusyjne dla Stephen`ów Hawkin`gów' to zrobię to i nic na to nie poradzisz. Tym bardziej, że to nie Ty założyłeś ten wątek. Nie próbuj też ograniczać moich wpisów na filmwebie do oceniania tylko i wyłącznie 'walorów artystycznych filmów', ponieważ kwestie okołofilmowe są nie mniej istotne. Jeżeli jakiś tytuł nakłania do myślenia i gdybania, to nie powinieneś się przed tym tak zawzięcie bronić, ani też przeszkadzać innym pomyśleć i pogdybać. Naruszenie w ten sposób mojej niezmiernie przyjemnej dyskusji z Feanorem uważam za nieco grubiańskie i nietaktowne.
Co do Deszczowca to ja, jako zawzięty przeciwnik sztucznego tłumaczenia nazw własnych, z typową dla siebie przekornością zamierzam posługiwać się właśnie tym, nieszczęśliwie przetłumaczonym pseudonimem, który został użyty w kinowych napisach.
Pozdrawiam serdecznie.
Pomieszanie z poplątaniem, z cofaniem się czasie należy uważać, moim zdaniem od momentu przeniesienia się w czasie przenosimy się w inną rzeczywistość, w której nie ważne czy jeżeli zabiijemy samych siebie czy nie nadal będziemy żyć, gdybyśmy przenosili się w jednej rzeczywistości i próbowali to zrobić nigdy by się nam to nie udało, po prostu zataczalibyśmy niekończące się koło. Podróże w czasie jeżeli będą możliwe nigdy nie przeniosą nas w naszą rzeczywistość , nie do momentu w którym się w niej pojawimy, gdyż wtedy tworzy się już nowa.Takie moje zdanie.
A ja uważam że to jest po prostu kilka równoległych rzeczywistości, które się w jakiś sposób ze sobą przeplatają.
Więc tak naprawdę film nie ma jednego zakończenia, tylko 3. A może nie ma żadnego, skoro to pętla...? A może kolega Grzesiubb (powyżej) ma rację? Tak czy siak, jest to ciekawy temat do 'rozkminy'.
1)a ja mam taką rozkmine...
ze my zyjemy w glownej rzeczywistosci, podroze w czasie sie mozliwe tylko wstecz stad nic o nich nie wiadomo z przyszlosci bo nic tam nie ma bo sie jeszcze nie wydarzylo ! wiec poki nasza rzeczywsitosc tego nie wymysli to nie bedzie looperowania.
2)a jesli sie myle, to najwidoczniej podroze sa zakazane zeby nie zmieniac biegu historii, a jesli juz to sa one naprawniane na takie jaki bylo i nikt sie nie polapie ze cos takiego jest.
co do numeru 2 jest jeden minus, bo jesli cos poprzez podroze w czasie zmienial w histori tak ze ludzkosc nie wynajdzie maszynki (np zajebiaszcza bomba z przyszlosci niszczaca caly uklad sloneczny przywieziona przez jakiegos wariata co mi wszystko wisi )to mamy przesrane.
kurcze z drugiej strony jak by nie wymyslili maszynki to by bomby nie wyslali .... dobra spadam bo mnie leb boli.
Hahaha :D
A ja miałem jeszcze później taką rozkminę:
Jeśli ktoś przeniesie się w czasie wstecz i coś zmieni, to ta rzecz wpłynie na historię i wiedzę ludzi żyjących w przyszłości. Więc dla przykładu - czy jeśli ktoś przeniósłby się w przeszłość i okrutnie namieszał, to czy my w ogóle byśmy o tym wiedzieli? Czy automatycznie nasz poziom wiedzy dostosowałby się do nowej wersji wydarzeń i bylibyśmy przekonani że tak zawsze było...
How about that? ;]