Ciekawy i nietypowy pomysł na zrobienie drugiej części. Czarno-biały film, mroczny klimat, specyficzny, niczego niemówiący główny aktor. A fabuła? Chory psychicznie człowiek zafascynowany eksperymentem pewnego naukowca, pragnie powtórzyć jego wyczyn. Tylko, że nie ma ani zdolności, ani narzędzi chirurgicznych. Stosuje środek rozkurczający mięśnie, w celu przyspieszenia procesu wydalania, jakby tylko na tym mu zależało. 3/4 filmu zbierał ofiary i już myślałam, że złapią go zanim spróbuje wprowadzić swój plan w życie. Później jakieś żałosne tempo akcji, nienormalnie gęsta krew, taniec szalonego naukowca wyciągnięty ze "Sztuki spadania", pif paf, reszcie poderżnął gardło i napisy końcowe. Po zwiastunie spodziewałam się czegoś innego. Reżyser prawdopodobnie chciał stworzyć najohydniejszy film, a nie dobry horror. Miał możliwości, fundusze, a postawił na ludzkie gówno. Najmocniejszy był fragment przecinania ścięgna pod kolanem, z kolei mogli sobie oszczędzić matkę wgniatającą niemowlę w pedał gazu.