Dziś spotkaliśmy się całkiem sporą grupą znajomych i ktoś przyniósł pierwszą i drugą
część tego filmu. Wcześniej nikt ich nie widział. Z racji braku lepszych pomysłów
postanowiliśmy obejrzeć pierwszą część, ale potem w naszych głowach zrodził się
zdecydowanie lepszy pomysł: postawiliśmy obok siebie dwa laptopy i symultanicznie na
jednym wyświetlaliśmy pierwszą część (z dźwiękiem), a na drugim kolejną (z napisami).
Okazało się to doświadczeniem wybornym!
Wiele osób zarzuca temu filmowi nierealizm, fakt, że akcja się ciągnie, pokazanie scen
obrzydliwych do przesady - i oczywiście mają rację i zapewne, gdybym miała siąść w
fotelu, odpalić "Human Centipade II" i obejrzeć od deski do deski, to dałabym za wygraną
pewnie w momencie, gdy polała się pierwsza krew.
ALE
Okazało się, że oglądanie dwóch filmów jednocześnie może przysporzyć grupie ludzi
niesamowitej frajdy. Nawet przemykający gdzieś ukradkiem przez mieszkanie
współlokatorzy zaangażowali się w tą aktywność. Wszyscy w zależności od sceny wodzili
wzrokiem z jednego ekranu na drugi przy ogólnym pobudzeniu i notorycznych
komentarzach "Patrzcie, patrzcie! Ogląda to, co zaraz będzie się działo na lewym
ekranie!", "- O nie! Jak on mógł to zrobić! - Który?! - No w tym drugim! - Szybko, patrzcie co
się dzieje na prawym!", "Spójrzcie - ludzie u grubaska umierają z bólu, a chińczyk
hollywoodzkie, patetyczne mowy wygłasza".
Ogólnie interesujące doświadczenie, które pozwala ten film znieść lepiej (zwracam się
do oburzonych nie-sympatyków). Nie sądzę, żeby tego typu zabieg wypalił w przypadku
filmów bardziej wymagających, ale tu sprawdził się w sam raz.
Po tym niecodziennym seansie wszyscy byliśmy równie obrzydzeni i zadziwieni, że tego
typu pomysły mogły zrodzić się w głowie autora filmów (w głowie jakiegokolwiek
człowieka!) - ale taka właśnie jest specyfika tego typu filmów - mają obrzydzać i
pokazywać rzeczy, których człowiek w najbardziej wyrafinowanych wyobrażeniach nie
byłby w stanie nawet pomyśleć. (a może też trochę wkurzać tym, do granic możliwości
naciąganym, nierealizmem prawie wszystkiego).
Wydaje mi się, że założenie twórcy filmu to wywołanie u odbiorcy po seansie myśli "to
było chore!", a nie "och, jaki wspaniały film!". Może pojawić się i jeszcze pojawi na tym
forum mnóstwo nasyconych zażenowaniem komentarzy typu "Jak można tworzyć filmy,
które są takim dnem?!" - ale potwierdzają one tylko, że twórca osiągnął swój cel -
wzbudza obrzydzenie, wzbudza niedowierzanie, że takie pomysły mogą zrodzić się w
czyjejkolwiek głowie.
(Cóż, alternatywnie można jeszcze podejrzewać, że jest psychopatą, który uważa swoje
dzieło za realne, wspaniałe i takie, które wywoła u odbiorcy pozytywne odczucia - ale to
raczej mało prawdopodobne).
Pozdrawiam i zachęcam do eksperymentalnego oglądania w grupie dwóch części filmu
jednocześnie - metoda sprawdzona ;)