Na początku filmu brak głównego bohatera. Potem pojawia się jakiś, który nie potrafi go grać. Temu
wszystkiemu przygrywa muzyk z marsa. A na końcu nie ma końca i nie wiemy nawet, że Jasiek Mela
"lubił" jaki kolwiek sport, bo o tym w filmie oczywiście nic nie ma. KONIEC (którego nie ma). To
tak jakby nakręcić film o syrence, która nigdy nie weszła do wody.