(...) To dramat o odkrywaniu w sobie słabości i ciężkim zrywaniu z niezdrowymi afektami. I, oczywiście, o codziennej walce, którą wszystkim zdarza się przegrać − tego też trzeba się nauczyć. Nie jest „Mój piękny syn” filmem idealnym: zanadto bowiem opiera się na niuansach operatorskich, a za mało uwagi poświęca postaciom żeńskim (tak ważnym, jak matka Nica − która wydaje się jego opoką). Całość bardziej wprawiony widz mógłby uznać za dość wtórną; przewidywalne jest z pewnością zakończenie. Sercem „Pięknego syna” ma być ścieżka dźwiękowa, wraz z utworami Davida Bowiego i Neila Younga: nastraja ona i potęguje doznania emocjonalne, których tak wiele zapewniają nam już aktorzy. Film van Groeningena to solidne kino środka.
Pełna recenzja: We'll Always Have the Movies (Wordpress)