Do obejrzenia zachęcił mnie wywiad Chalameta do jakiegoś magazynu na youtubie, narobił mi tym samym pewnych oczekiwań, którym film nie podołał. Z pozytywnych aspektów - gra aktorska, świetna, realistyczna, tylko przeszkadza mi, że za każdym razem, gdy Carell podnosi głos, słyszę Michaela Scotta z The Office; historia ogółem całkiem ciekawa. Książki ani jednej, ani drugiej nie czytałam, ale przypuszczam, że może być dobra. Wizualnie przeciętny, nie ma się do czego przyczepić ani pochwalić. Muzyki kompletnie nie pamiętam, musiała być bardzo nijaka biorąc pod uwagę, że jestem 30 minut po filmie. Boli mnie fakt, iż zarówno z postaci jak i z aktorów można było wyciągnąć dużo więcej. Scenariusz przewidywalny do bólu. Ktoś niżej napisał, że jak typowy spot antynarkotykowy - zgadzam się w 100%. Wątki ukazane bez większego wyrazu, łatwo było się domyślić jakie będą dalsze losy każdej z postaci. Nie spodziewam się, żebym pamiętała o Beautiful Boy za miesiąc i na pewno nie będę chciała obejrzeć go drugi raz. Czy to znaczy, że jest to film beznadziejny? Nie, ale jest na pewno dużo lepszych i na temat uzależnienia od narkotyków, i w których gra Timothee Chalamet lub Steve Carell.
Jak w tytule, film średni, nie odmienił magicznie mojego życia. Skłonił mnie do refleksji, ale na pewno nie była to zasługa historii w filmie, tylko raczej samego tematu uzależnień. 6/10