Mój piękny syn to bardzo dobrze zagrane i niezwykle emocjonalne kino, które bez wątpienia dostarczy wam wzruszeń. To przejmująca opowieść o tym, że czasem miłość i ciepło rodzinnych więzi to za mało, by ustrzec dziecko przed rzeczywistością. Jednocześnie film Groeningena nie zapuszcza się w głębsze rejony opowieści o zmaganiu z nałogiem i jego destrukcyjnym wpływie, dotykając ich zbyt powierzchownie. W rezultacie Mój piękny syn pozostaje kinem bardziej emocjonalnym niż zmuszającym do refleksji.
Cała recenzja: http://kulturacja.pl/2019/01/moj-piekny-syn-recenzja/
Moim zdaniem film nie zapuszcza się "w głębsze rejony opowieści o zmaganiu z nałogiem i jego destrukcyjnym wpływie", bo pokazuje obraz widziany z perspektywy ojca. Człowieka, który musi wybrać i odpowiedzieć sobie na pytania: co mogę zrobić? co powinienem zrobić? czy ja w ogóle mogę mu pomóc? co z resztą mojej rodziny?
I mi się osobiście ten obraz bardzo podobał.
"W rezultacie Mój piękny syn pozostaje kinem bardziej emocjonalnym niż zmuszającym do refleksji."
Ale chyba jedno nie wyklucza drugiego?
Ale mi osobiście też się podobał, w żadnym miejscu go nie krytykuję, raczej podkreślam, że nie zadziałał na mnie, jako opowieść o destrukcyjnym wpływie nałogu, a bardziej jako opowieść o rodzinnej więzi, dojrzewaniu i walce. Jest w tym dramaturgia, są emocje, refleksji mniej. I choć zgoda, jak mówisz, jedno nie wyklucza drugiego, nie jest to film, który mną wstrząsnął i został na długo po seansie. Przy czym kluczowe jest to, że wcale nie taka musiała być intencja twórców. Opowiedzieli tę historię w ten sposób i bardzo dobrze, wyszła rzecz poruszająca i chwała im za to :)