Zapewne powiecie fabuła filmu nie jest zbyt górnolotna, owszem i pewnie niejeden krytyk filmowy dał upust swoim emocjom pisząc niezbyt pochlebne opinie na temat tego filmu. Dla mnie jednak liczy się historia, która wzruszyła mnie niesamowicie (być może emocje spotęgowane były tym, że historia jest autentyczna...) Pies, który jest związany z człowiekiem tak badzo, że do ostatnich swoich dni czeka na jego powrót. Trudno stwierdzić czy naprawdę wierzy, że jego pan wróci, czy może nie chce już żyć w inny sposób, mieć nową rodzinę, zapomnieć i żyć dalej jakby się nic nie stało... Nić porozumienia była przeogromna szczególnie jeśli chodzi o czworonoga. Pokazał on, nawet w momencie utraty swojego opiekuna, że w dalszym ciągu jest wierny, w dalszym ciągu mocno przywiązany, nie zapominający o przyzwyczajeniach
Mówi się, że gdy odchodzi bliski nam człowiek mamy go w sercu, pamiętamy o nim, zapewne tak jest, ale jednak mówi się również, że życie toczy się dalej, trzeba żyć, a nie rozpamietywać. Nie twierdzę, że powinniśmy położyć się pod koła samochodu i umierać jednak czasami warto przystanąć zastanowić się chwilę dokąd tak biegniemy skoro i tak wszystko się skończy i być może nikt nie będzie nawet o nas pamiętał. I tu właśnie w tym momencie widzę Hachiko, dla którego jego pan był codziennie wyczekiwany... i mam nadzieję, że się w końcu spotkali:)