Będąc młodą dziewczyną brzydziłam się narkotykami i wszystkimi którzy mają z tym coś wspólnego. Dziś, potrafię trochę zrozumieć uzależnione osoby. Może nie biorę narkotyków, ale coś sprawia że nie patrzę już na nich z takim obrzydzeniem. Każdy chce się oderwać od rzeczywistości, w taki czy inny sposób. Narkoman to ktoś kto nie widzisz innych perspektyw. Stres nie przychodzi z zewnątrz a wypływa z niego samego, z jego psychiki.
Marilyn miała nie dość, że ciężkie dzieciństwo, to jeszcze była obciążona genetycznie. Nie można wykluczyć że nie miała głębszej choroby psychicznej, za to na pewno była o wiele słabsza.
Jednak nie mogę zrozumieć, dlaczego ludzie ją UWIELBIAJĄ? Skąd ta chwała i szacunek? Za co ją tak kochają?
Przecież ta kobieta ma życiorys tragiczny. Nie poradziła sobie z życiem i właściwie zniszczyła je sobie w szybki , prosty i pełen cierpienia sposób. Powinna być widmem które straszy i przestrzega jednocześnie.
We mnie wzbudza niepokój większy niż np. Nancy Spungen. Kiedy patrzysz na tę roześmianą buźkę która zdaje się cieszyć piękną chwilą, a jednocześnie obmyśla plan swojej śmierci...
Ciężko mi za wami nadążyć, ludzie..
Dlaczego ją uwielbiamy? Dziwne pytanie. Gdy pojawia się na ekranie nie można oderwać od niej wzroku, do tego ten piękny głos. Słodycz i tragizm, blond piękność i skomplikowana osobowość. Taki nietrwały diament. Dlatego tak fascynuje i przyciąga