Raczej średnio trawię horrory dlatego tym bardziej chciałbym wyróżnić "Mów do mnie" (2022). Swój sukces (w moich przynajmniej oczach) zawdzięcza przede wszystkim przeszywającemu i narastającemu ze sceny na scenę poczuciu niepokoju. Gdy człowiek w pewnym momencie swojego życia zapomina na amen, co to znaczy bać się o siebie, to przy horrorach pozostaje tylko raczyć się pochodnymi lęku, bo w kinie jest to dla mnie bardzo ważne, aby popadać w skrajności w sferze emocjonalnej. Jeśli jesteś - dajmy na to - wściekły na bohatera, to chyba lepiej niż być obojętnym, co nie? To już jest sukces, bo odczuwasz jednak coś osobistego. W każdym razie, w połączeniu z ciekawymi efektami wizualnymi film ten pozwala zastanowić się widzowi nad własnymi lękami i wybija się ponad przeciętność gatunku takiego, jakim go znam. Nieznani aktorzy, do tego młodociani, dodatkowo wzmagają wspomniane odczucia, jak często robi to czerń i biel w produkcjach, w których reżyser uwypukla dialogi. Wszystko w tym filmie było creepy, nawet ta kobieta, co grała kiedyś Eowinę we Władcy Pierścieni... W sumie, to jak grała Eowinę, to też było creepy.
Obraz ten najpewniej nie zostanie mi na długo pamięci, ale wcale na to nie liczę - to po pierwsze; po drugie, wciąż nie lubię horrorów, ale jakoś dziwnie mnie do nich czasem ciągnie. Na niemal 3500 obejrzanych filmów 272 z nich to horrory, klasyfikując się na ósmym miejscu najczęściej oglądanych przeze mnie gatunków. Chyba tęsknię za strachem. Wszystkie emocje są potrzebne, a ja go nie czuję. Co chcę powiedzieć? Że mi się średnio podoba, ale jestem na tyle świadomy emocjonalnie, aby stwierdzić, że innym przypadnie do gustu niemal na pewno.