Moment w którym Mia zabija ojca był momentem w którym wyszedłem. Serio, poziom żenady od momentu opętania młodego leci tak na łeb że nie zamierzałem marnować choćby 15 minut więcej. Gniot, pomysł fajny a wykonanie żenujące. Proponuję żeby krytycy wyciągnęli głowy z własnych tyłków.
Dziwne, bo ten moment akurat był bardzo czytelny i dobrze zrealizowany. Z poprzednich scen wynika, że "matka" którą widzi ta czarna bohaterka, to wcale nie jest duch jej matki, tylko - jak już wcześniej było mówione - duch, który ja udawał. Podobnie "ojciec", który ją napada w jej pokoju i zaczyna dusić, to nie jest jej ojciec, tylko duch, który próbuje ja zabić, żeby przejąc jej ciało.
Jej prawdziwy ojciec siedzi na dole w salonie, z tym listem w ręku. Nagle słyszy jakieś hałasy i krzyki córki, więc biegnie na górę. W tym czasie duch - który dla zmyłki upodobnił się do jej ojca - dusi dziewczynę, więc ona sięga ręka po nożyczki i patrzy na te nożyczki. W tym momencie dobiega do niej prawdziwy ojciec i próbuje ją "obudzić", ocucić czy nie wiem, jak to określić.
Ona nie zauważyła momentu, kiedy prawdziwy ojciec "wskoczył" na miejsce "fałszywego ojca" czyli duszącego ją ducha (zabawnie to brzmi) i wbija nożyczki w szyje już prawdziwemu ojcu.
Ale ponieważ nie zauważyła tej podmiany, to w ogóle nie zdaje sobie sprawy, że właśnie zadźgała swojego prawdziwego tatę. Jest przekonana, że dźgnęła w szyję ducha. Dlatego wstaje i wychodzi z domu.
Ja wiem, że ten film ogólnie arcydziełem nie jest, ale wg. mnie to jest najlepsza scena w filmie. Zabiłeś człowieka myśląc, ze zabiłeś demona. Widziałem podobny motyw kiedyś w Strefie Mroku.