Chano Urueta reżyser tak płodny że 119 filmach tylko 4 są znane w świadku fanów dziwacznego kina.
Baron del Terror to iście kosmiczna produkcja ocierająca się o plagiat znanych filmów postaci kina grozy.
W postaci Barona można dopatrzeć się kilku postaci z klasycznego kina grozy mamy tu nawiązanie do mocno gotyckiego czarodzieja skazanego przez inkwizycję na stos, po śmierci powraca jako asteroida która przybiera postać wilkołako podobnego stworzenia które ma zamiast dłoni dwie pary macek i język który wisi mu do pasa, w scenach z ofiarami przypomina zachowaniem Księcia Ciemności, momentami potrafi zniknąć jak niewidzialny człowiek.
Istny miks stylów i zapożyczeń które każdy zna.
Aktorstwo jest co najmniej pasujące do całokształtu, dialogi tak idiotyczne że aż nosi człowieka.
Scena kiedy baron po wylądowaniu na ziemi spotyka naukowca i jego dziewczynę utkwi mi w pamięci do końca życia.
Baron wpada na parę i mówi :
Zapewne dziwią się państwo dlaczego jestem w takim miejscu otóż lubię spacerować nocą po lesie.
Na to profesorek odpala zapewne dziwi się pan co my tu robimy - i podaje mu jakże interesującą odpowiedź o swojej pracy.
To nie jedyny kąsek w filmie mianowicie zadawałem sobie dwa pytania -
W jaki sposób inkwizytorzy zawiesili zasłonkę na leśnej polanie?
Dlaczego mózgi, które językiem wyjada ze swych ofiar Brainiac są składowane później w całości?
W dodatku dzięki temu wiem dlaczego w stanach film ma tytuł The Brainiac.
Dodam jeszcze że marzyłem żeby ten film obejrzeć teraz mam go w kolekcji i wiem jedno muszę obejrzeć jeszcze par filmów Uruety
Polecam fanom Kiczu można się zakochać w tym dziele!