Trochę dało się odczuć realia bardziej polskie niż flandryjskie. Szkoda, wprowadzenie zwolnień klatki wzmocniło by film. W zestawieniu z Ogrodem rozkoszy, nieco się gubi całość pejzażu. Tam miał kto oprowadzać po obrazie. Tu Rutger stał ni to z boku ni w środku obrazu. Panowie mają łączyć się z bolejącą Flandrią a kewstie wyrażają jakby gosposia potknęła się i wybiła zaledwie zęby. Nie można też wymagać od oprawców hiszpańskich, bo wydają się nieporadni w swojej robocie. Mogą nieco razić jak mówią w espagniol podczas rzucania kości. Głosy są jakby nieco obok.
Poza tym młyn jest dość sympatyczny. Bóg-Młynarz. I Jezus w recencji R.Hauera (Breugel) że tak naprawdę On ginie w tej warstwie wieśniaczej. To chyba jest najładniejsza myśl filmu. Ponadto sam film jest inny. To jest na jego wielki plus. A czy arcydzieło? Chyba jeszcze nie.