Dla amatorów podwójnie: amatorów kina nieco innego niż serwowane najczęściej w multipleksach (choć ja oglądałem film w Heliosie, więc zwracam honor ;) i dla amatorów, bo historyka sztuki albo miłośnika i znawcy sztuki dawnej niewiele w tym filmie zaskoczy.
Stosunkowo najciekawszy jest sam pomysł formalny: ożywienie obrazu i warstwa wizualna zbudowana dzięki wykorzystaniu malowanych teł oraz CGI. Film jest naprawdę "żywym obrazem", tak bardzo jak tylko może nim się stać.
Pojawiają się wątki historyczne, analizy kompozycji i symboliki oraz interpretacji ikonologicznej, które na pewno dla niektórych osób będą interesujące, pozwolą im poznać lepiej malarza oraz kunszt z jakim skonstruował swoje dzieła. Można też docenić próby ukazania życia codziennego (kostiumy, wnętrza, obyczajowość itd.) mieszkańców XVI-wiecznej Flandrii, co jest też jedną z najbardziej unikalnych i najwartościowszych cech malarstwa Breughla.
Jako całość oceniam film jako interesujący eksperyment, nie do końca jednak udany. Wywiad z reżyserem po seansie nie rozwiał moich wątpliwości i nie zmienił oceny.