Film przepiękny - jakże odmienny od całego mainstreamu światowego kina! Mam wrażenie, że obraz Pietera Bruegela jest tu tylko pretekstem do wejścia w coś znacznie głębszego, niż świat jego malarstwa. W moim osobistym odbiorze film wprowadza nas w mistykę całego ludzkiego życia - oszczędność słów i akcji skłania do wyjścia poza ramy fabuły i epoki. Okrucieństwo miesza się tu z zabawą, obojętność z cierpieniem, bezwzględność z osamotnioną czułością. Jest to też film pełen symboliki.
Tytułowy MŁYN odczytuję jako metaforę mozołu życia – jego społecznych trybów, mielących życie każdego z nas na mąkę historii. To również obraz dziejowych wiatraków, których nie sposób zatrzymać – odczytywanych jako ślepe fatum lub jako osobiste wyzwanie do stawienia czoła w przestrzeni nieustannego dokonywania wyborów. Skała, na której stoi młyn to ogrom tego świata, który tak często nas przerasta. Z kolei KRZYŻ, który również pojawia się w postaci dosłownej, stanowi czytelny symbol cierpienia i osamotnienia pośród zgiełku zabaw i sennej obojętności. To również obraz przeczucia własnej śmierci, od którego żaden z nas nie potrafi się wyzwolić...
Oniryczny klimat, jaki nam przez cały czas towarzyszy, jak też zlewanie się planu malarskiego z rzeczywistym, stanowi doskonałą przestrzeń do ukazania świata przez pryzmat doznań czysto wewnętrznych, subiektywnych – co wcale nie znaczy, że nieprawdziwych. To film, który trzeba odbierać wyłącznie na poziomie medytacji i kontemplacji. Dziwię się, że na Filmwebie został niezbyt wysoko oceniony – ale widać to kino dla wąskiego kręgu odbiorców. Gorąco polecam!