Mały Wielki Człowiek, czyli formuła taka jak w Forrest Gump, ogromny potencjał, a wychodzi kiszka z mlekiem. To znaczy nie było tak najgorzej, bo film ratuje Dustin Hoffman i indiańskie historyjki, ale już po 20 minutach burzyłem się w milczeniu przed ekranem na te skoki czasowe bez ładu, bez składu, brak jakiejkolwiek logiki, błędy a wręcz przekłamania historyczne, słaby montaż. Nie do końca przypadła mi do gustu też ta konwencja raz śmiesznie, raz strasznie, bo wyszło to bardzo słabo. Strasznie przereklamowany film, tacy drudzy Poszukiwacze.
Widzisz, ja ten film oglądałem w podstawówce i jakoś nie miałem problemu z zaburzoną chronologią, przeplatającymi się planami czasowymi, groteską. Może po prostu film był za trudny dla Ciebie?
A gdzie ja napisałem, że miałem problem z zaburzoną chronologią? Napisałem tylko, że było to przeprowadzone bez ładu i składu. Widziałem setki trudniejszych filmów niż ten, poza tym to taki typowy argument 'o, skrytykował film który lubię, z pewnością go nie zrozumiał hehe'.
Zgadza się, bardzo przereklamowany film. To, że grały tam gwiazdy spowodowało że ludziom poprzewracało się w głowach i bardzo wysoko go oceniają. Tymczasem poziom tego filmu jest przerażająco niski. Miał potencjał ale reżysersko poległ... ponadto fabuła też mocno naciągana. Troszkę jak słaby film przygodowy dla napalonych nastolatków. Postacie mocno przerysowane np. tego oszusta wytarzanego w pierzu i smole czy generała.... Wielki zawód i strata czasu.
powiedzieć, że Arthur Penn poległ reżysersko to duża rzecz, naprawdę, myślę, że Peckinpah by się nie odważył :) :)
ehh ta ślepa wiara w autorytety....
Jak mówił Lew Tołstoj: "Wiara w autorytety powoduje, że ich błędy przejmujemy za pewniki".