Zazwyczaj najpierw czytam jakąś książkę, a potem sięgam po film (jeśli istnieje, a książka mi się
spodobała). Tym razem było inaczej. Film mnie zafascynował, uznałam, że jest piękny i
postanowiłam przeczytać także książkę, na której motywach powstał.
Niestety i stety oczywiście film tak bardzo przypadł mi do gustu i tak bardzo zżyłam się z
bohaterami, właśnie takimi, jacy zostali przedstawieni z filmie i z takim przebiegiem historii, że
kiedy w końcu dopadłam książkę i odkryłam, że są pewne odstępstwa, które jednak zmieniają
sens opowieści, zawiodłam się!!! :-(
miałam tak samo, uwielbiam film więc przeczytałam książkę i jak dla mnie książka też była dobra poza zakończeniem. książkowe zakończenie mnie kompletnie rozbiło i rzeczywiście zmienia całą wymowę tej historii. Jak dla mnie film jest cudowny od początku do końca, szkoda, że tak mało (u)znany.
MOŻLIWE SPOILERY ODNOŚNIE KSIĄŻKI I FILMU!
Ja miałam na odwrót. Przeczytałam książkę, która mnie nie zachwyciła, szkoda mi tylko było Waltera, bo myśląca wyłącznie o sobie Kitty zraniła człowieka, który ją naprawdę kochał, a ona to tak naprawdę pojęła w chwili jego śmierci. Dopiero wtedy, pod wpływem sióstr i tych doświadczeń postanowiła się zmienić i wychować dziecko, które w sobie nosiła. Jednakże cały czas była podatna na Townsenda, dlatego uciekła przed nim do domu, do Anglii, do ojca, którego traktowała tak samo jak Waltera. A w filmie mamy całkowicie przerobioną fabułę. Oczywiście, Kitty była próżna i zadufana w sobie, ale przeszła niezwykłą przemianę i mąż jej wybaczył, no a potem umarł. Aż się prosiło o to, aby oni dalej byli razem. Jednakże to nie jest historia z książki, bo w moim odczuciu książkowy Walter zraniony tak dogłębnie nigdy jej nie wybaczył, nie wybaczył tego, że ona go po prostu wykorzystała do tego, aby nie być starą panną. Że bawiąc się jego szczerymi i głębokimi uczuciami uwolniła się od swej matki, do której z zachowania była strasznie według mnie podobna.
Dlatego oceniłam tak ten film, bo jeśli mam na niego patrzeć jako na ekranizację, to niestety nie jest ona dobra pod tym kątem, ale jako osobny film jest po prostu świetny, zwłaszcza Edward Norton. Czytając książkę właśnie tak sobie wyobrażałam Waltera. Jak widać każdy ma inny punkt widzenia. ;)
Zgadzam się i nie zgadzam jednocześnie. Masz rację, że jako ekranizacja film nie wypada dobrze bo są odstępstwa. Ja najpierw oglądałam film i uwiódł mnie dogłębnie a potem przeczytałam książkę i tu się zawiodłam. Nie podobała mi się tak jak jej ekranizacja. Oczywiści każdy ma inny gust. Ja np uważam, że dobrze zrobili zmieniając trochę fabułę. Zresztą już raz była ona sfilmowana i o ile dobrze pamiętam to film nie przypadł ludziom do gustu. Zawsze jak czytam jakieś recenzje to piszą, że było to trudne wyzwanie dla reżysera nakręcić tę książkę. Już nie pamiętam jakich dokładnie argumentów używali.
Wiesz, przemiana duchowa okraszona miłością i przebaczeniem wygląda i przyjmie się lepiej niż oryginalna historia z książki. Ja nie polubiłam Kitty z powieści praktycznie do samego końca, ale jej filmowy odpowiednik trudno nie polubić. Świetnie sobie poradzili z realizacją tego filmu i nie patrząc na książkę wyszło coś wspaniałego. :)
Piszesz, że Walter jej nie wybaczył, tak to prawda, ale argumenty jakie padają z jej ust ( a właściwie jak ona myśli o tej swojej zdradzie) nie trafiają do niego. Tam jest chyba jak się nie mylę jedna rozmowa między nimi nie stać jej na szczerość, zresztą ona go nie kocha, nie czuje nic w chwili jego śmierci wszyscy dookoła bardziej rozpaczają niż ona. A ta scena końcowa z ojcem? Dla mnie nie zrozumiała? No chyba, że to był początek jej drogi jako człowieka, który dostrzega wokół jeszcze kogoś oprócz siebie. Zdecydowanie wolę film.
"Oczywiście, Kitty była próżna i zadufana w sobie, ale przeszła niezwykłą przemianę i mąż jej wybaczył, no a potem umarł. Aż się prosiło o to, aby oni dalej byli razem. Jednakże to nie jest historia z książki, bo w moim odczuciu książkowy Walter zraniony tak dogłębnie nigdy jej nie wybaczył, nie wybaczył tego, że ona go po prostu wykorzystała do tego, aby nie być starą panną. Że bawiąc się jego szczerymi i głębokimi uczuciami uwolniła się od swej matki, do której z zachowania była strasznie według mnie podobna."
jak można przeczytać książke i oglądnąć film a jednocześnie pleść takie bzdury, to albo ma się jakieś zaburzenie utrudniające czytanie/słuchanie ze zrozumieniem, albo nieuważnie się czyta i ogląda, przecież Walter sam powiedział Kitty że zdawał sobie sprawe, jak się z nią żenił że ona go nie kocha, co najwyżej darzy sympatią i że mało mają wspólnego, ale miał nadzieje że w ciągu relacji nastąpi wzrost tych ciepłych uczuć wobec niego, a tymczasem stało się całkiem na odwrót, więc największym jego zarzutem i żalem wobec Kitty było to że dał się ogłupić (sam siebie! chociaż był bardzo inteligentnym człowiekiem) i uwierzył w banał, który mu na dobrą sprawe zniszczył życie, a przy okazji i ją wcisnął w sytuacje która napędzała jej smutków
Z tego co wiem, nie mam takowych zaburzeń, drogi Panie/Pani. Oglądając film dostaliśmy historię pary, która - mówiąc naprawdę ogólnie - nie kochała się od początku, a czas i atmosfera miejsca dotkniętego zarazą zbliżyła ich do siebie, dokonała przemian w sercach oraz duszach i sprawiła, że się pokochali, tylko wtedy niestety Walter zmarł. Oczywiście Kitty przeszła przemianę i wszystko skończyło się w miarę dobrze (pomijając śmierć jej męża).
W książce jest zupełnie inaczej. Walter traktuje ją z dystansem, praktycznie zaharowuje się i jest nieostrożny, bo zwyczajnie już mu nie zależy. Nie ma w książce tego romantyzmu, tego ich pogodzenia, próby bycia razem tak, jak to pokazał nam film. Kitty przeżywa przemianę duchową, uczy się życia od nowa, a od Waltera pragnie tylko wybaczenia. I tak, Walter ożenił się z nią wierząc, że może go pokocha, ale ona chciała wyrwać się z domu, zostawić matkę za sobą, bo tamta ciągle jej wypominała niepowodzenia. I wybacz, ale on zawsze dawał jej tyle, ile mógł, a ona zwyczajnie go ośmieszyła i zraniła dogłębnie poprzez swoją zdradę.
Nie zrobiłam nic innego, jak tylko porównałam oba utwory do siebie (bardzo się różnią w moim mniemaniu), więc nie wiem, o co Ci w ogóle chodzi. I wyprzedzając jakiekolwiek komentarze - nie ma tutaj tak zwanej "spiny", tylko grzecznie tłumaczę Ci i zwyczajnie dzielę się swoim punktem widzenia - w gruncie rzeczy takim jak Twój. Film widziałam dość dawno, książkę czytałam jakiś czas temu, ale moją ocenę teraz opieram na tym, co pamiętam. Poza tym każdy może mieć inne odczucia po obejrzeniu filmu lub przeczytaniu książki, wszystko zależy od człowieka. Pozdrawiam serdecznie!
mi chodzi tylko o fragment który zacytowałam jakoby książkowy Walter nie wybaczył Kitty, zarówno książkowy, jak i filmowy wybaczył, tylko w troche inny sposób - ten książkowy wybaczył jej, ale w dalszym ciągu zachowując dystans, uraz, a cały proces zapomnienia o tamtym przewinieniu polegał na totalnym ochłodzeniu uczuć wobec Kitty, zminimalizowaniu jej wpływu na niego, ten filmowy był tylko nieco zdystansowany, a potem dał się ponieść fali cieplejszych nastrojów ; p
Film niezaprzeczalnie piękny. Ja również najpierw widziałam film, ponieważ nie zdawałam sobie sprawy z tego, że istnieje książka. Później nadrobiłam straty. Niestety nie mogłam się skupić, czytając ją bo cały czas się złościłam, że to nie to samo. Miałam wrażenie, że od połowy lektury czytam zupełnie inną historię. Zawiodłam się, bo urzekł mnie film. Teraz, jak nad tym pomyślę, to może ta historia książkowa i jej zakończenie miało głębszy sens. W filmie prawdziwa miłość miała przezwyciężyć wszystko, udowodnić że jest silniejsza od pożądania - jak to w miłosnych melodramatach ;) Ale książkowa Kitty została wychowana na próżną panienkę, której jedynym zadaniem miało być znalezienie odpowiedniej partii. Uważała się za najpiękniejszą i najbardziej elokwentną kobietę w otoczeniu i chciała się bawić. Wdała się w romans bo życie obok naukowca zwyczajnie ją nudziło. Niby zrozumiała, że ten romans był nieodpowiedni, ale była słaba i ciężko jej było oprzeć się pięknym słowom. A wyjechała z ojcem bo podejrzewam, że przypominał on jej Waltera, dobrego człowieka , zniszczonego przez życie bez miłości, przy egoistce myślącej jak tu dobrze ustawić siebie i córki (choć na dobrą sprawę to córek chciała się tylko pozbyć). Zakończenie jest dobre, Kitty pragnie urodzić córkę i wychować ją zupełnie inaczej niż sama została wychowana. Na dobrą i wrażliwą, ale niezależną zupełnie od mężczyzn kobietę.
Koniec końców nadal uważam, że film jest 100 razy lepszy, ale nie żałuję że przeczytałam również książkę ;)
Mam podobnie. To drugi przypadek, gdzie film podoba mi się bardziej niż ksiażka. Historia z filmu odbiega od tej opisanej w ksiażce, ale ta filmowa bardziej mnie poruszyła.
Ksiązkę czytałam długo po tym jak oglądałam film. I gdyby było odwrotnie, to też film bardziej by mi sie spodobał.
W książce śmierć Waltera jest taka "bezsensowna", a w filmie taka niesprawiedliwa...
Tak wiec podpisuję sie pod Twoją wypowiedzią.
Ja z kolei zawsze robię na odwrót. Najpierw oglądam film i potem książkę. Książka zawsze ma więcej szczegółów i jest bardziej rozbudowana, film natomiast pewno wątki odtrąca i często przeinacza fakty... Po prostu kiedy oglądam film (kiedy już przeczytałam książkę) nie mogę się skupić, myślę tylko o tym czego nie było, co było w innej części, co wymyślili nowego, że coś sobie inaczej wyobrażałam... I na koniec tak na prawdę nie wiem jaki ten film był, zawsze jest niedosyt. Z książką jest odwrotnie- dodaje pewne szczegóły, pozwala bardziej się wczuć w losy bohaterów i zżyć się z nimi, mimo że już wiem mniej więcej jak dalej potoczą się losy bohaterów.
Aczkolwiek masz rację- podobnie jak Ty w filmie zakochałam się od razu, co jakiś czas muszę do niego wrócić, bo historia jest wzruszająca... A książka jednak mnie rozczarowała. Podoba mi się motyw "nawrócenia" Kitty, moment w którym przestaje myśleć tylko o sobie. Tego momentu w książce niestety brak. :)
To jedna z trzech (oprócz Forresta Gumpa i Dużej ryby) książek, które mają lepsze filmowe adaptacje. Uwielbiam czytać książki i zwykle wyżej stawiam jednak papierowe pierwowzory filmów, ale w przypadku "Malowanego welonu" po prostu nie da się nie zauważyć różnicy. Reżyser świetnie poprowadził kreację Kitty, której autor książki w ogóle nie rozumiał. Pisarz stworzył postać z gruntu egoistyczną, której nawet dramatyczne wydarzenia w jakich uczestniczyła, nie były w stanie zmienić. Pod koniec autor sugeruje, że główna bohaterka przeszła przemianę, ale prowadzone było to tak nieudolnie, że mu po prostu nie uwierzyłam. Cieszę się, że reżyser nie poszedł tą drogą i wymyślił własną historię Waltera i Kitty.