Film można podzielić na dwie części - pierwszą, absolutnie odjechaną, gdzie schiza goni schizę i całość powala niesamowitym klimatem rodem z jakiejś halucynacji, snu. Niesamowity klimat! Statyczne tempo, które tylko "dusi" widza jeszcze bardziej w aurze tajemniczości i pozwala delektować się wieloma trickami i niesamowitymi efektami, których wcześniej chyba nigdzie w żadnym filmie nie widziałem. Normalnie uczta dla oczu i wyobraźni - oglądałem z myślą, że dawno nie dałem żadnemu horrorowi 10-tki i zdaje się, że właśnie się to stanie. Nawet Nicholas Cage grał na poziomie, który powalał i wyzwalał we mnie emocje absolutnie adekwatne do grozy przedstawionej w filmie...
Aż tu nagle...
Przede wszystkim Cage wrócił nagle do swojego zwykłego grania z ostatnich lat, czyli parodii samego siebie. Klimat zniknął i wcześniej filtrowany przez masę przedziwnych efektów obraz, nagle wpadł w sztampę sensacyjniaków z Seagalem. Zaczęła się jakaś sieczka, której tempo całkowicie zburzyło całą budowaną wcześniej misterię. Trup leciał za trupem i w zasadzie łatwo się było zgubić w tym kogo właściwie teraz zarąbali. Z niesamowicie klimatycznego obrazu zostałem wrzucony w tanią rąbankę poniżej poziomu filmów klasy B z lat 80-tych, w dodatku przeplataną absolutnie kretyńskimi i bezsensownymi dialogami.
Trochę miałem wrażenie jakby skrajnie ekspresyjna i przesycona do granic możliwości niesamowitą wyobraźnią i pomysłowością pierwsza część filmu totalnie wyczerpała twórców, którzy doszli do momentu, gdzie jak najszybciej chcieli skończyć już ten film i o nim zapomnieć. Dosłownie poszli "po trupach" i na łatwiznę, która była dla mnie ogromnym zawodem.
Zresztą ja też miałem nadzieję, że ten film się jednak bardzo szybko skończy, gdy tylko zaczęła się część druga - która zmasakrowała całe pozytywne wrażenie z części pierwszej... Wielka szkoda!
Zwiastun od początku pokazywał, że to będzie arthouse'owy grindhouse.
Jak interesuje Cię bardziej klimat bez tej jatki to obejrzyj Za czarną tęczą lub Gorzki. Jeśli widziałeś to wybacz. ;)
W zupełności się zgadzam z opinią, ale uważam, że Cage wypada nadal słabo ostatnimi laty. Szkoda, że nie odnajduje się już ani w produkcjach komercyjnych, ani w tych bardziej ambitnych.
Dokładnie, też byłem zauroczony pierwszą połową filmu, a potem zostałem oblany kubełem zimnej wody, szkoda, bo był potencjał i można było stworzyć wizualną ucztę
Nic dodać, nic ująć. Pierwsza połowa filmu genialna, psychodeliczna. Druga tragiczna, cały klimat wyparował i dostaliśmy oklepany już do bólu motyw zemsty.
polecam zobaczyć 'Za Czarną Tęczą' tego samego reżysera. Jak dla mnie jeszcze większy odjazd niż pierwsza część 'Mandy'.
Pierwsza część filmu bardzo dobra, klimatyczna, psychodeliczna, jak dla mnie to połączenie Lyncha i L.Caraxa. Druga część słabsza, przewidywalna ale jak dla mnie do strawienia gdy się spojrzy na to jako "hołd dla filmów akcji z lat 80-tych". Bardzo przypomina mi to "Death Proof" Tarantino połączone z Rambo lub np... Predator. Rolę Billa Duka uważam w tym wypadku za symboliczną ;) Film jakby nie było ciekawy.