Mariel Hemingway (wnuczka Ernesta Hemingway'a) dostała za rolę Tracy nominację do Oscara. Nie mogłem się nadziwić, gdy się dowiedziałem, bo jej aktorstwo w Manhattanie jest wg mnie tragiczne. Owszem, pewna doza zachowawczości w efektowny sposób kontrastuje z popisami głównego bohatera, jednak czy to jest aktorstwo? Moim zdaniem ona nie istniała na ekranie, zniknęła. Co o tym sądzicie?
Odgrzałem ten film po śmierci Diane Keaton, ale nie wiedziałem, że rola Tracy była nominowana... To, że nie istniała między postaciami (dojrzałymi), przypuszczam za zamierzone. Taka miała być troska i młodzieńcza naiwność licealistki. Zgrało się fantastycznie - łącznie z niedojrzałością aktorstwa!!! Ale żeby nominować tę rolę do Oscara????? Szok, też jestem zdziwiony.