„Mapa Maleńkich Wspaniałości” to jeden z takich filmów, które idealnie sprawdzają się na wieczór pod kocem. Bo chociaż koncept pętli czasu wydaje się być oklepany, a sama produkcja koncentruje się na dwójce nastolatków, to wydaje mi się, że problemy są uniwersalne i każdy znajdzie tu coś dla siebie. A dodatkowo wcale nie jest tak cukierkowo, jak mogłoby się wydawać - jak mogłaby na to wskazywać scenografią i wynikająca z opisu problematyka.
Bardzo podobała mi się gra aktorska Kathryn Newton i Kyle’a Allena. Niewymuszona, swobodna, miła dla oka. I nawet pomimo tego, że dialogi momentami są nerdowskie, to wcale nie są „na siłę”. Nawiązań do innych produkcji jest całkiem sporo, ale nie ma naukowego żargonu. A jeżeli już się taki pojawia, np. w kontekście czwartego wymiaru, to jest lekko zarysowany, nie psuje tego „miłego” nastroju”.
I pewnie, to nie jest wielka, przełomowa produkcja, ale ogląda się ją bardzo przyjemnie, a po seansie coś tam zostaje w głowie. Nawet pomimo tego, że bohaterowie nie mówią niczego odkrywczego, to te "oczywistości" są podane w sugestywny sposób.
Więcej opowiadam tutaj: https://www.youtube.com/watch?v=cFGTGDpENEo
Nic dodać nic ując, zwięźle i na temat, tylko ocena lekko zawyżone, bo chociaż film sympatyczny, to raczej wyżej niż 7 nie podskoczy
mówiąc szczerze gdyby nie ten finał, to dałbym i ponad 8.
niby to było oczywiste w połowie filmu co będzie powodem na zaistnienie kolejnego dnia, ale plot za tym pokazany raczej niewielu zachwyci.
w sumie fajnie mieć takiego "przyjaciele", któremu można się wyspowiadać, usłyszeć jego opinię wiedząc, że za 24h nie będzie nic z tego pamiętać. gdyby tylko tak dało się w rzeczywistości przed kimś "otworzyć".
najciekawsze w tym filmie, że nawet jednej sceny nie ma kontaktu z jakąkolwiek formą stróżów prawa.
nie od razu mnie to uderzyło, że ta produkcja jest wybitnie antyutopijnie sztuczna.
Niby to o time loop, ale podteksty z domem na pokaz i z ich zachowaniem gdzie największą ekstrawagancją było przejechać się komuś na pace, a do poprawienia sukienki konieczne było użycie szczypiec kuchennych... ;-)
niby nic, ale te subtelności są wybitnie intrygujące. no i jedna azjatka + jeden czarny... ;-) z kilkoma dodatkowymi "kolorowymi" postaciami gdzieś tam w cieniu...
film niby banalny, a ja nadal nie wiem o co chodziło z tym jeżdżeniem maszynami budowlanymi do baru.