Jak to jest, że kiedyś przy skromnym budżecie i zerowych efektach specjalnych robili lepsze filmy niż dzisiaj. Ano jest to możliwe, bo scenariusz i aktorzy byli dobrzy. Nie jest to horror, który straszy ale nie taki ma być - to raczej dramat obyczajowy, ale oglądając go myślałam przede wszystkim o głównym bohaterze - czy w końcu spotka go jakieś nieszczęście. Nie czytałam powieści, ale podejrzewam, że King stworzył kilka postaci i wszystkie w jakiś sposób były nieszczęśliwe - lekarz, który mając szanse jednak nie spotkał się z matką, bogacz, który zawsze już będzie miał wyrzuty z powodu wypadku na lodzie, głowni bohaterowie i ich miłość, która nigdy się nie spełni, matka,która zmarła ledwo odzyskawszy syna. Wprawdzie zabicie senatora miało być pewną kulminacją ale dla mnie była to raczej jedna z histrorii w tym filmie dlatego nie nudził mnie - raczej skłaniał do rozmyślań nad ludzką naturą. Jak byśmy wykorzystali taki dar, czy umiemy się poświęcać dla innych, jaka jest natura człowieka - King straszy nie zawsze potworami tylko złem, które tkwi w nas samych - film ukazał to całkiem nieźle choć nie idealnie - ale obejrzeć warto.
King to dobry majster, a Walken nie sknocił tego, co wymyślił autor. Polecam film szczerze, bo według mnie jest to jedna z mocnych ról w dorobku walkenowskim.
Wyszedł tylko mały niezamierzony dowcip... King zaczynał od roboty belfra (literatura), co przeszło do fabuły; a Walken stwierdził kiedyś w wywiadzie, że nauczycielem angielskiego raczej nie będzie, bo interpunkcję ma własną. Zemsta losu i nietoperza... Walken uczący literatury :)