Pozytywnie oceniam ten remake, choć oryginał podobał mi się jeszcze bardziej.

W filmie jest mnóstwo akcji, co chwila się coś dzieje i w pewnym sensie widz pod koniec może się czuć wyczerpany. Ale akurat w tym przypadku dla mnie to pozytywna rzecz. Czułem jakbym przebiegł co najmniej półmaraton. Przez zabójczą ilość akcji aż ciężko uwierzyć, że trwa on te standardowe 90 minut. Ale taki właśnie nowy "Evil Dead" jest - zwariowany, szalony - jakby nie patrzeć taki też był oryginał.

Po pierwszych kilku scenach nie miałem za dużych nadziei dlatego cieszyłem się, że z minuty na minutę zaczął się rozkręcać i osiągać pewien specyficzny klimat. Film staje się mroczny, nie ma tutaj nawet iskierki nadziei. Nieustannie czuć czające się gdzieś zło. A kiedy to zło zawita już do domu, dzieje się prawdziwa makabra. To również aspekt zaczerpnięty z oryginału. Krew leje się może nie hektolitrami, ale i tak w dużych ilościach. Nie brakuje scen gore. Efekty często są przesadzone, ale dzięki temu dobrze wpasowują się w ten pokręcony film.

"Jump scare" nieźle się tutaj sprawdza, autorzy często stosują tego typu sceny, by przestraszyć widza. Denerwowało mnie to tylko trochę to natężenie dźwięku przy każdej scenie tego typu - dlaczego zawsze "jump scare'om" musi towarzyszyć ten głośny dźwięk? Może to tylko ja, ale w moim odczuciu takie sceny (może nie zawsze, ale często) robią lepsze wrażenie w ciszy. Aktorsko ciężko sympatyzować z bohaterami, bo postaci są mało wyraziste i zwyczajnie słabo zagrane, patrz: sztywny Shiloh Fernandez.

Ale ostatecznie jest to horror, który broni się efektami, wyjątkowo szybkim tempem akcji i całą masą pokręconych scen. Moim zdaniem to wierny remake i takim go zapamiętam.

Moja ocena: 7/10.