'Grupa nastolatków znajduje tajemniczą księgę, która zmienia ich spokojne wakacje w walkę o
przetrwanie"
Oczywiście pielęgniarka, nauczyciel i mechanik, wszyscy pod trzydziestkę to nastolatkowie, z
kolei pilnowanie narkomanki z poważnymi zaburzeniami psychicznymi w początkowym stadium
odwyku to spokojne wakacje.
A teraz parę słów na temat samego filmu.
Trzeba mieć talent na miarę Franka Dolasa, żeby z budżetem 45 razy większym niż oryginał,
mając do dyspozycji, o wiele szerszą w pełni profesjonalną ekipę realizatorską zrobić film gorszy
od pierowzoru. Martwe Zło 2 i 3 to komedie, jednak oryginał z 1981 roku był kręcony na
poważnie i pomimo całej swej serowosci potrafiła wytworzyć nastrój grozy. W rimejku lęku nie
ma za grosz. Jedyne co ta produkcja oferuje to przemienną obrzydliwość i niezamierzoną
śmieszność. Sceny gore są naprawdę swietnie zrealizowane jednak to nie jest rimejk Piły czy
Hostelu tylko filmu o demonach i takie natężenie krojonego mięsa klimatu zbudować nie pomaga
a wręcz go zabija gdyż widz czuje się jak na wycieczce w rzezni a nie w demonicznym lesie.
Druga problem to wspomniana niezamierzona śmieszność, bijącą przedewszystkim z
przesadzonej wytrzymałości bohaterów na ból. Wszyscy chyba brali lekcje samokontroli u
Czarnego Rycerza. Całość dobija postać głownego bohatera która umywa się do kultowej
kreacji Bruce'a Campbella. Bruce to był gość, a ten cały sziloh to jakaś miękka faja która powinna
zginąć w pierwszej kolejności.