dobre, bo:
po pierwsze - zanurzone w unikalnej, nadwiślańskiej specyfice podbitej alkoholicznym kolorytem właściwym tylko sobie,
po drugie pierwsze - z ciążeniem w stronę własnego stylu opartego na statycznej fotografii
(w większości, bo na przykład przechadzka najmłodszego - jak również najbardziej kumatego - pokolenia po lesie fotografowana jest kamerą z ręki)
(dzieje się to jakieś sześćdziesiąt minut od czołówki!),
po trzecie pierwsze wreszcie - z finałem pod finały z kilku Historii Miłosnych stuhra, albo coś źle odczytuję sygnały..
minusem są nazbyt oczywiste rozwiązania fabularne, w konceptualnym zarysie także nic nowego
(farsa samograjka zdrapująca cieniutkie warstewki przypudrowania zakrywające twoją prawdziwą twarz)
ale ów brak zapatrzenia na ichniejszy fason - wierność swym zasadom - od lat mam za najcenniejszą wartość kina głowackiego.