Niestety muszę odjąc jeden punkt. A to dlatego, że duet Hanks Ryan to już nie ten sam zespół co w "Besseności w Seattle". Co wcale nie znaczy, że słaby. Dalej do siebie na ekranie pasują. To jeden z filmów po których idzie sie na pizze i spędza miło wieczór (i wcale się nie zapomina)