Może zacznę od plusów, a mianowicie już od początku zwróciły moją uwagę nadspodziewanie dobre zdjęcia, jak na filmidło klasy B. Do tego mogę dodać bardzo fajny wygląd tytułowej maszyny śmierci z jej wielkimi stalowymi zębami i pazurami. Na tym niestety koniec. Brad Dourif strasznie szarżuje ze swoją rolą (może tak została napisana? nie wiem), przez co zachowuje się groteskowo, niczym szalony naukowiec z kreskówek. Grupka terrorystów, wyglądających na turbotwardzieli okazuje się być bandą eko-oszołomów. Sama maszyna kręcąc ciągle głową i przebierając paluszkami wygląda momentami karykaturalnie, zamiast strasznie. Dodajmy do tego niskobudżetowe kostiumy z gumy i kartonu, mające wyglądać jak uniwersalny żołnierz na sterydach, które budzą jedynie uśmieszek politowania. W dodatku całość została nakręcona jedynie we wnętrzach, bez jednej sceny plenerowej. O logice nie wspominam (jeden człowiek budujący w swoim laboratorium ogromną maszynę, bez wiedzy kogokolwiek w tak dużej firmie), bo wiadomo że od takiego kina jej absolutnie nie oczekuję. Ale uważam że został tu zmarnowany ogromny potencjał na zostanie klasykiem ery VHS. Maszyna mogła być powolna, ciężka, nie wydawać tych głupich dźwięków, Dourif mógł trochę przyhamować, kostiumy "superżołnierzy" można było ograniczyć do niezbędnego minimum. Smaczki też mogły być subtelniejsze, niż po prostu nazywanie postaci imionami i nazwiskami twórców kina grozy i SF.
Za dzieciaka zapamiętałem ten film znacznie lepiej, co nie znaczy że mamy tu do czynienia z gniotem. To po prostu przyzwoity przedstawiciel B-klasowego kina SF, nie pozbawiony wielu wad - nic więcej i nic mniej. Takie moje zdanie