Pierwsza część Matrixa to świetny film, a tu co dostajemy? Wszechmocnego Neo [`superman', radzi sobie z kilkudziesięcioma osobami naraz w walce, `ożywia' Trinity], zjawiającego się zawsze na czas, przesłodzony do granic możliwości wątek miłosny, Morfeusza prawiącego kazania, a wyrocznia okazuje się być programem komputerowym :/ To niestety nie wszystko, bo cała fabuła jest płytka i przerysowana, sceny walki już `nie te', a i ścieżka dźwiękowa też mi się nie podoba. Nie spodziewałam się co prawda jakiegoś superfilmu, w końcu to sequel, ale nie spodziewałam się też i takiej strasznej kaszany. Ale, ale, nie wszystko w matrixie jest złe. Otóż podoba mi się scena z Trinity gdzie używa jak najbardziej realnego nmapa zamiast klikanki z pseudofilmiku o chakierach. :>>