Do momentu kiedy przed chwilą uderzyłem po raz pierwszy w klawiaturę pisząc te słowa, zdążyłem przeczytać już kilka recenzji. Daleki jestem również od "hurra-entuzjazmu" jaki udziela się co niektórym, jednak tez nie zgadzam się z wieloma krytycznymi uwagami co do tego filmu.
Matrix - Reaktywacja na pewno nie jest filmem, który daje takiego intelektualnego kopa jak pierwsza część. Z tym należy się pogodzić i nie próbować podnosić w tej kwestii rangi filmu. Biorąc pod uwagę fakt, iż całość stanowić będzie trylogia należało się spodziewać idąc do kina, że druga część nie będzie wnosiła zaskakujących elementów fabuły, tak jak miało to miejsce w części pierwszej. Nie mamy więc w Reaktywacji czegoś na miarę odkrycia w pierwszej części innej rzeczywistości istniejącej poza znanym, otaczającym nas światem. Jest jednak tyle innych ciekawych elementów, które zaspokoiły na tyle moją żądzę skromnego widza, iż wyszedłem z kina usatysfakcjonowany.
Kompletnie nie rozumiem przede wszystkim oskarżeń tych znanych i nieznanych krytyków zarzucających filmowi płytkość fabuły i brak pomysłów. Uważam że dzisiejsze czasy można określić mianem "szokultury"* (przypisek autora). Fakt, że dzisiaj najlepszym towarem jest tania sensacja i szok psychologiczny nie upoważnia nas do tego abyśmy za każdym razem wymagali od sztuki czegoś niesamowicie zaskakującego, bowiem zarówno Picasso jak i Marilyn Manson zaskoczyli nas swoją sztuką tylko raz - na początku swego "objawienia" publice. Późniejsza ich twórczość jest jedynie rozwinięciem ich własnej koncepcji sztuki. Przymierzając się do następnego obrazu Turnera, będąc w galerii, poznajemy ten sam pędzel, sposób nanoszenia kreski ale raczymy się już czym innym czy to pewnymi szczegółami kolorystyki, czy też pejzażu. Wiemy jedno na pewno - jest to ten sam malarz.
Podobnie rzecz się ma w przypadku Reaktywacji. Nie można wymagać od tego filmu aby zaskoczył nas czymś nowym, ponieważ jest to rozwinięcie koncepcji podanej nam w pierwszej części Matriksa. Nie oznacza to jednak, że bracia Wachowscy nie mają nas czym zadziwić albowiem druga część daje nam również pewien posmak intelektualnej rozrywki ale w trochę innym wymiarze niż część pierwsza i ten kto się na tym poznał, nieuważnie oglądał film albo po prostu tego nie potrafi oglądać filmów. Jest w Reaktywacji kilka scen, które powalają na kolana i bynajmniej nie są to wszech i wobec nagłaśniane wątki pościgu na autostradzie czy efektownej "łupaniny" Neo vs. 100 agentów Smith. Mam tu przede wszystkim na myśli wspaniałą scenę następującą po przemówieniu Morfeusza, kiedy olbrzymi tłum wątpiących mieszkańców ulega jego słowom i w dzikim upojeniu rozpoczyna szalony trans w rytmie coraz bardziej nerwowo wybijanego na bębnach rytmu industrial techno. Nie bez przyczyny obraz ten zajmuje w filmie ponad 1 minutę. Nic w tym czasie praktycznie się nie dzieje, akcja nie przyspiesza ale scena tworzy niesamowity klimat.
Druga taką perełką jest fragment w którym Neo ma pocałować Persefonę w zamian za zdradzenie tajemnicy ukrycia Klucznika. Nie było by w tym nic zwykłego, gdyby nie to, że przypatruje się temu jego ukochana Trinity, która szczerze mówiąc urodą pozostaje daleko w tyle za pełną naturalnego wdzięku i zmysłową Persefoną - Monicą Belluci. Nie było by również nic dziwnego gdyby nie fakt, że prośba Persefony dotycząca pocałunku jest nieco perwersyjna, gdyż Neo musi tak pocałować, jak całuje swoją ukochaną. Scena ta wywołuje nie mniejsze napięcie, niż w przypadku pościgu na autostradzie i gdyby nie futurystyczne stroje bohaterów można by umieścić ją w dobrym kinie obyczajowym. Jest to bowiem scena gdzie oprócz naturalnego napięcia związanego z sytuacją, miłość i nienawiść przeplata się z zazdrością i namiętnością. Gdzie mężczyzna jest chwilowo postawiony pomiędzy dwiema kobietami, które pożądają go każda na swój sposób.
Poza tym należy zauważyć inne istotne wątki. Są to już jednak powielane opinie krytyków z którymi w tym przypadku zgadzam się.
Morfeusz nie jest już jedynym mającym rację. Z czasem zastanawiamy się ile w nim jest prawdy a ile coraz bardziej prawdopodobnego szaleństwa. W scenie przemówienia staje się demagogiem, mającym swoje własne wizje. Okazuje się, że są inni z którymi musi się liczyć i którzy też mogą mieć rację
Bracia Wachowscy bowiem nie stworzyli filmu "do bani", jak niektórzy zdają się sugerować. Powiedziałbym nawet wręcz przeciwnie. To co mnie zawsze nieznośnie męczyło i nużyło w filmach, gdzie komputery i rzeczywistość wirtualna decydowały o przebiegu akcji to brak konsekwencji w podjętych w danym filmie kwestiach. Tutaj jednak za reżyserkę nie wzięli się laicy lecz maniacy komputerowi, którzy prawidłowo potrafią zdefiniować takie pojęcia jak np. system, czy wirus. W Matriksie ukazanie tych prawideł komputerowych jest tym trudniejsze, gdyż pojęcia te znajdują swoje przełożenie na poszczególne postacie z filmu jak agent Smith czy Architekt, jednakże jest to zarazem i spore ułatwienie. Myślę bowiem, że właśnie w tym tkwi sukces Matriksa, iż został stworzony przez ludzi mających na co dzień do czynienia z komputerami, którzy potrafili znaleźć złoty środek pomiędzy zbyt nachalnym zarzucaniem nas technicznymi pojęciami i wpadaniem przez to śmieszność, a próbą dotarcia do widza poprzez prostotę słów i wyrażeń określających wirtualna rzeczywistość. Bardziej bowiem będzie nas interesował wirus jako walczący agent Smith, a nie czcza paplanina o groźnym wirusie, którą dostarczało nam już w przeszłości wiele filmów o "virtual reality".
Aby jednak nikt nie myślał, że widzę tylko same superlatywy w Reaktywacji poczęstuję na koniec łyżką dziegciu ale bardzo małą.
Efekty specjalne są wyborowe, chociaż jak dla mnie za dużo jest tzw. "bullet time" czyli spowolnień w trakcie bijatyk i strzelanin. Poza tym śmiesznie trochę wygląda Neo lecący niczym stary dobry Superman z pięścią wyciągniętą przed siebie. Jest to trochę za bardzo rozpoznawalne i wydaje mi się, że w ten sposób poza Supermanem nikt nie ma prawa tak latać.
Jest również trochę nadwyrężeń scenariusza i w dosłownym znaczeniu w przypadku Klucznika. To, że Trinity czy Morfeusz są w stanie robić różne dziwne ewolucje jestem w stanie zrozumieć ale że Klucznik wskakuje na dach pędzącej ciężarówki tak samo jak Trinity jest trudno zaakceptować.
Aha i jeszcze jedno... Kiedy Neo wychodzi ze statku w Zionie, o ile wzrok mnie nie mylił nie ma na karku dziury służącej połączeniu z systemem. :)