Na przedpremiere Matrixa Reaktywacji czekalam z wielka niecierpliwoscia. I musze powiedziec, ze troche sie zawiodlam. Przez jakies pierwsze pol godziny, myslalam ze wydlubie sobie oczy. Glupie, plytkie dialogi, wlasciwie zero akcji i wielka, przeslodzona do granic mozliwosci milosc Trinity i Neo. Wogole cala akcja rozgrywajaca sie w Zionie, do zludzenie przypominala Gwiezdne Wojny (zwlaszcza to spotkanie na szczycie i mieszkania ludzi). Fakt, ze moze zamierzeniem Wachowskich, bylo pokazanie, ze wszyscy Ci bohaterowie sa nadal ludzi, ktorych potrzeby od wiekow sie nie zmieniaja, jednak zbyt duzo bylo watkow ocierajacych sie o zwiazki uczuciowe (np watek Niobe i Morfeusza). Mimo wszystko najbardziej denerwujacym mnie motywem byl wlasnie zwiazek Neo i Trinity, ukazany w typowo hollywoodzki, wzruszajacy, tandetny i hiperboliczny sposob. Momentami czule spotkanka tej pary po prostu przyprawialy mnie o mdlosci. Poza tym Trinity jakos stracila na godnosci. W pierwszej czescie byla odrebna postacia, funkcjonujaca samodzielnie i niezaleznie. W tej odslonie stala sie tylko niezbyt interesujacym, nudnym dodatkiem. I szczerze boleje nad tym, ze byla takze scena milosna, ktora tak naprawde miala w sobie mniej ognia niz jeden pocalunek z Persefona. Fakt, ze wplot tego pocalunku w akcje nie byl moze zbyt potrzebny i wpasowany (propozycja Persefony i zadzrosc Trinity stanowczo tylko mnie rozsmieszyly), ale mimo wszystko milo bylo popatrzec.
Co do efektow. No coz... Wszyscy sie szczerze nimi zachwycaja, a tak szczerze mowiac, to nic az tak rewelacyjbnego nie zostalo pokazane. Bylo kilka smaczkow, doskonalych scen, ale np sekwencja na autostradzie, ktora wszyscy sie tak zachwycaja, moim zdaniem byla zbyt dluga i miala tylko jeden ciekawy moment. Byly tez efekty, ktore przyprawialy mnie o bezczelny smiech i ewentualna rezygnacje. Chodzi mi o latanie Neo, ktore byly przedstawione na wzor tandetnego Supermena rodem z kina klasy B, do tego przez chwile kojarzace sie z Harrym Potterem.
Do minusow musze takze stanowczo wliczyc muzyke, ktora wogole nie byla dopasowana do filmu. Ale tak co do ogolnego klimatu filmu, to bracia Wachowscy stworzyli (niestety) cos zupelnie innego niz w poprzedniej czesci. Jedynka byla przepelniona jakims chorym lekiem, niezrozymialym do konca swiatem. W Reaktywacja, tez nie mamy jeszcze ostatecznego rozsjasnienia, a mimo wszystko nie wywiera to juz na nas takiego wplywu jak wczesniej. I jak ogladajac pierwszego Matrixa mozna bylo sie nabawic fobii, czy aby wszystko wokol nas jest prawdziwe, tak po Reaktywacji, mozna tylko stwierdzic, ze tworcy takiego filmu, musza miec bogata wyobraznie.
Mimo wszystko w filmie jest kilka prawdziwym smaczkow. Takich jak np postac straznikow klucznika - Blizniakow (ktorych jednak usmiercono w banalny sposob) oraz calej sekwencji z programem Merowinga. I co by nie mowic, to jednak Reaktywacje troche zaskakuja. Wachowscy totalnie odwracaja kota ogonem, sprawiaja, ze znow musimy troche pomyslec. Poruszaja duzo spraw, o ktorych mozna pozniej dlugo dyskutowac. Tak jak np to ze chociaz ludzie mieszkajacy w Zionie byli uwolnieni od zlaczy i kontrolujacych ich maszyn, to mimo wszystko tak naprawde, zaden z nich nie byl wolny, nawet Neo i Morfeusz, ktorzy poddani byli manipulacjom systemu. Cala populacja Zionu byla w rekach wladzy, ktora tak wlasciwie w niewielkim stopniu roznila sie od maszyn i ich celow.
Na koniec powiem tylko, ze tym razem nie bede czekac z taka niecierpliwoscia na kolejna czesc, bo jednak wolalabym mile zaskoczenia, niz jakikolwiek zawod.