Trzecia część Matrix'a jest ściśle związana z poprzednimi dwiema
i jej analiza bez odpowiedniego kontekstu jest niemożliwa.
Jako ostatnia część jest dopełnieniem dwóch poprzednich.
I znacząco się od nich różni. Wydaje się, że była najtrudniejsza
w realizacji i to z wielu względów. Przede wszystkim pierwsze
dwia obrazy maksymalnie wyeksploatowały motyw sztucznego
świata (czyli tytułowego Matrixa), w którym nieświadomi
ludzie są więzieni przez maszyny a energia ich organizmów
(uśpionych w rzeczywistości) jest wykorzystywana "w celach
produkcyjnych". W tym świecie pojawiają się "przebudzeni",
którzy niczym mityczni herosi przeciwstawiają
się tyranii maszyn i programów komputerowych. Jest to doskonała
okazja do zaprezentowania spektakularnych widowisk - scen walk
w bajecznych, dowolnych sceneriach - gdzie w zasadzie jedynymi
ograniczeniami w kreowaniu świata była wyobraźnia twórców
spektaklu. Wszak praktycznie cała fabuła rozgrywa się
wirtualnie, czyli w pamięci gigantycznego komputera.
Nie sama jednak idea wirtualnego świata będącego idealnym
nośnikiem dla efektów specjalnych uczyniła z Matriksa film
kultowy. W pierwszej części na pierwszym planie mamy
bohatera, który przechodzi stopniową metamorfozę: od
przeciętnego, uśpionego członka sztucznej szarej
rzeczywistości końca XX wieku do istoty nadludzkiej,
która jako pierwsza potrafi nawiązać równorzędną walkę z
programami komputerowymi, która staje się swoistym
Mesjaszem dla resztek ludzkości żyjącej głęboko pod ziemią.
Umiejętne poprowadzenie tego wątku w sposób naturalny
gwarantowało sukces pierwszej części - z jednej strony
tak perfekcyjnie wykreowana fikcyjna rzeczywistość rodem
z najlepszych powieści science-fiction nigdy jeszcze
nie została przedstawiona na ekranie, a jednocześnie
trudno się nie utożsamić z głównym bohaterem, który
zaczyna w tym samym miejscu, w którym wielu z nas
znajduje się obecnie: w ciasnym boksie - miejscu pracy,
przed ekranem komputera, na podrzędnym stanowisku,
uwiązani w bezpłciowe relacje z współpracownikami,
w wielkiej korporacji reprezentowanej przez anonimowych
VIPów. Oczywiście tego typu rozwój widywaliśmy już
wielokrotnie na przykładach supermanów, batmanów i
spidermanów. Ale i tu twórcom Matriksa udało się
za pomocą orginalnych chwytów uniknąć popadania w
schematy - dzięki umiejętnemu przerzucaniu akcji
ze świata rzeczywistego do świata wirtualnego i
odwrotnie widz nie traci poczucia związku z bohaterem,
który wciąż pozostaje sobą, ma istotne słabości jako
człowiek, wymaga ochrony ze strony równie ludzkich
i narażonych na realne niebezpieczeństwa oddanych
towarzyszy. Jest więc herosem, ale ... tylko
wirtualnie. Jeśli jednak nie potrafimy się z nim
utożsamić, to na pewno znajdzie się ktoś "na zapleczu",
którego walka, choć może mniej spektakularna, jest
nie mniej ważna dla całości.
Druga część - "Matriks Reaktywacja" - w kwestii rozwoju
głównego bohatera nie miał już w zasadzie nic do
dodania. Twórcy zdecydowali się więc dodać kilka nowych
wątków (programy komputerowe tworzące własne podziemne
życie w Matriksie) i do bólu ekspoloatować efekty
specjalne. Bliżej przedstawiony został także (dotąd
jedynie mgliście zarysowany) Zijon - ostatnie miasto ludzi
ukryte głęboko pod ziemią. W tle pojawia się też nowość
- anty bohater - agent Smith, program komputerowy, który
"wyrzucony poza nawias systemu" powoli rośnie w siłę
i zaczyna dominować w matriksie. Mamy więc rozwój innego
bohatera, który w dodatku (jak cały czas jest sugerowane)
jest silnie związany z Wybrańcem Neo, tworzy jego
alter-ego. To też już widywaliśmy, ale ... związek
Neo ze Smithem jest jednak dużo bardziej subtelny,
niż, dajmy na to, Batmana z Jokerem. Tu powoli
wchodzimy w inny duży temat: filozofia "Matriksa".
Ale zostawmy to na później.